poniedziałek, 28 grudnia 2015

Niepokój.

Przychodzi z nienacka, atakuje po cichu, sieje zamęt i znika.
Nie ma powodu do niepokoju, a jednak czasem nachodzą mnie momenty smętne, szukania dziury w całym.
Nie chcę tak.
Muszę z tym walczyć.

środa, 16 grudnia 2015

1448

Tyle km teraz nas dzieli.
Znamy się dość krótko.
Poznajemy się.
Dużo rozmawiamy.
Śmiejemy się.
Jest fajnie.
Jest zabawnie.


sobota, 5 grudnia 2015

Kwitniesz!

Taki oto komplement mnie spotkał ostatnio od pewnej znajomej.
Miło usłyszeć od kogoś, z kim nie jest się blisko- "Kwitniesz!"

Staram się jak mogę, żeby czuć się i wyglądać dobrze, więc jeśli obcy człowiek tak powiedział- otrzymałam potwierdzenie swoich starań. :)

Odezwała się we mnie próżność, ale co tam. ;)

piątek, 20 listopada 2015

Odwaga.

Niby mocna w gębie, ale tchórz.
Niby wszystko załatwię, ale słowa grzęzną czasem w gardle.
Są tematy w moim życiu, gdzie brakuje mi odwagi.
Zmieniam to. Nie chcę niczego stracić, ani przegapić.
Otwieram się na to co nie znane.
Kiedy jak nie teraz?

sobota, 7 listopada 2015

Po trzydziestce.

Tak mocno z przymrużeniem oka, ale po trzydziestce zrobiłam się strasznie sentymentalna.
Oglądam film- ryczę.
Ktoś jest dla mnie miły i okazuje to w szczególny sposób- ryczę.
Źle mi z czymś- ryczę.
Matko! Myślałam, że z wiekiem będę mniej ryczała, ale widzę, że nic z tego. Wyję i produkuję litry łez.

Za mną ciężki czas- moja M. urodziła za wcześnie o 1.5 miesiąca, żyłam w stresie, martwiłam się o Nią i o Maleńką, odwiedzałam ją w szpitalu każdego dnia, ale dzidziusia zobaczyć nie mogłam na żywo. Przeżywałam wszystko i po raz kolejny uświadomiłam sobie, że Ona nie tylko jest moją przyjaciółką od dzieciństwa, Ona jest dla mnie jak rodzina.

W pracy ciężko- dni uciekają jak szalone, dzieci czasem dają w kość, ale najgorsze jest to, że trudu w pracy dokładają dorośli. Męczą mnie osoby wiecznie jęczące, marudzące, pozbawione energii, pomysłów, chęci do życia i pracy. Przez 8h jestem z dziećmi, które potrafią męczyć, płakać, krzyczeć itp., więc dorośli z otoczenia powinni starać się być pozytywnie nastawieni, a tu trafi się taka jedna czy druga i człowiekowi odechciewa się relacji koleżeńskich i woli czas spędzać z dającymi w kość 4 latkami.

Dając w kość zaraziły mnie- jeszcze nie wiadomo czy anginą czy szkarlatyną, ale muszę się szybko wykurować, bo nienawidzę być chora. Nienawidzę być uziemiona w domu i przykuta do łóżka. Nienawidzę źle się czuć.

Smęcę dziś i szlocham, ale uśmiecham się.

Jestem wściekła, wkurzona, ale szczęśliwa.

Złość minie, zmęczenie i choroba też.

To kwestia czasu.

Mam tylko nadzieję, że po trzydzistce nie spadła mi odporność. ;)

Stefan dogrzewa wtulony we mnie, więc będzie dobrze.
Poukłada się.
A ja będę tylko wyciągać kolejne chusteczki do ocierania łez czy to ze szczęścia czy ze wzruszenia lub smutku.

Czas wreszcie też rozprawić się z przeszłością, wyciągnąć wszystkie trupy z szafy i odciąć się od tego!
Czas najwyższy, bo ile można rozdrapywać stare rany?! Czasu nie cofnę, a to gówno zatruwa mi życie!


niedziela, 11 października 2015

Jak otwarta książka.

Usiadła na przeciwko mnie i czytała jak z otwartej książki.
Otworzyła mi oczy na sprawy, o których wiedziałam, ale chyba wolałam nie myśleć.
Sprawiła, że cały czas o tym myślę i chcę działać.
Uda się- musi, ale lekko nie będzie.
Wszystko zależy ode mnie- to na pewno.
Nie odezwałam się ani słowem- słuchałam.
Pod wrażeniem jestem jeszcze dziś i pewnie nie prędko mi minie.

Wszystko w moich rękach!

poniedziałek, 5 października 2015

30!

30 września skończyłam 30 lat!
Tak- latka lecą, a ja nadal młoda, piękna i szczęśliwa.

Jestem szczęśliwa.

Mam marzenia.

Mam plany.

Uśmiecham się! Cieszę się, że mam 30 lat!

Dorosłam. Dojrzałam.

Wiem czego od życia chcę.

Znam siebie coraz lepiej.

Te 30 lat dało mi momentami w kość, ale nauczyło mnie życia, sprawiło, że jestem tym kim jestem, że znam swoją wartość, swoje oczekiwania i chęć podnoszenia poprzeczki sobie samej.

Jestem, po prostu jestem trzydziestolatką! :)



sobota, 26 września 2015

niedziela, 20 września 2015

Nie miała baba kłopotu...

Jestem idealny przykładem na to, że jeżeli za długo jest spokojnie, to oznacza tylko ciszę przed burzą.
W zeszłym roku poszłam do szkoły- psioczyłam, płakałam, czasu nie miałam.
To w tym roku bardziej długo terminową "rozrywkę" sobie funduję- aparat stały na zęby.
Od kilku dni noszę separatory i już mam dość- ból i dyskomfort dają popalić, więc nawet nie chcę myśleć co mnie czeka w środę.
Jestem bardzo podekscytowana, ale za razem przerażona i strasznie się boję.

Mimo wszystko czekam na środę.

piątek, 11 września 2015

Czas.

We wrześniu czas przyspiesza.
Uwielbiam ten miesiąc.
Pachnie chłodem, świeci słońcem, mieni się pięknymi kolorami.
Czas biegnie jak szalony.
Nie nadąrzam.
Budzę się w poniedziałek, a już po chwili jest piątek.
Dopiero rozpoczynaliśmy rok szkolny, a za chwilę będziemy ćwiczyć do jasełek.
Czas...leci jak szalony.

niedziela, 6 września 2015

Przypadek?

Nie ma w życiu przypadków. Nie wierzę, że coś się dzieje przypadkowo. Zawsze coś jest po coś. Odezwałam się do koleżanki z byłej pracy w sprawie bukietu dla M. przed jej ślubem, od słowa do słowa zaczęła się rozmowa. Pogadały przez komunikator, pośmiały się i umówiły. Spotkałyśmy się po ok. 6 latach bez kontaktu. Siedziałyśmy, gadałyśmy i piłyśmy, a od tego do nieszczęścia niedaleko. Alkoholu o łyk za dużo i bach! coś mi do łba strzeliło i napisałam wiadomość do pewnego Kogoś. Na szczęście nic strasznego, ale jak tylko oczy otworzyłam chciałam cofnąć wiadomość- oczywiście nie da się, poszło i przepadło. Wstyd jak beret, ale cóż. Odezwał się, odpisał. Czy będzie kolejna rozmowa- czas pokaże, choć sama nie wiem czy chcę. Jedno jest pewne- będę telefon głęboko chować przy następnym spotkaniu z procentami. :)

wtorek, 1 września 2015

Jest dobrze.

Jest dobrze.
Mi jest dobrze.
Jestem zadowolona z tego jak jest.
Szczęśliwa budzę się do pracy o 5.
Szczęśliwa jadę samochodem.
Szczęśliwa siedzę sama w domu i nie mówię nic.
Szczęśliwa gadam jak najęta wśród ludzi.
Szczęśliwa skaczę z dzieciakami.
Szczęśliwa wściekam się, gdy dają mi popalić.
Zakumplowałam się ze sobą. Ba! Zaprzyjaźniłam się.
Lubię siebie.
Lubię to jak jest.


sobota, 22 sierpnia 2015

Było pięknie.

Było pięknie.
Było gorąco.
Ona była przepiękna, a On był przejęty.

Dzień z napiętym grafkiem, uśmiechy nie schodzące z twarzy.

Byli przyjaciele, była rodzina i byli znajomi.

To był wspaniały dzień.

Moja M. wychodziła za mąż za swojego M.
Wszyscy stawili się na czas, denerwowali się, a Oni- nic, totalny spokój.

On piękny i Ona piękniejsza, za Nimi ja i świadek, poszliśmy do ołtarza, byliśmy świadkami tych pięknych chwili, mieliśmy miejsca w pierwszym rzędzie. Słowa przysięgi wywołały u mnie łzy.

Było gorąco- chyba wszystkie ich nerwy przeszły na mnie.

Po ceremoni były życzenia- kolejka nie miała końca!

Spacer do restauracji był świetny- ludzie wiwatujący, składający życzenia- scena jak z filmu. :)

Po przystawce i chłodniku atmosfera wcale nie robiła się chłodniejsza- zaprosiłam Młodych i gości na parkiet i tam był film- dla Nich, o Nich- film niespodzianka, który wywołał okrzyki zachwytu, zdziwienia i śmiech. Udało się- podobało się.

A potem była zabawa...zabawa i zabawa.

Było cudnie.
Jestem szczęśliwa, że mogłam być świadkową w tak wspaniałym wydarzeniu.

:)

poniedziałek, 27 lipca 2015

Poważnieję.

Ja- wielka fanka hip- hopu, słucham RMF Classic i się relaksuję.
Sama jestem pod wrażeniem siebie.
Podoba mi się to.
Nadal lubię hip- hop, ale tu chodzi o relaks.
Chyba kiedyś był mi zbędny ten element- teraz jest potrzebny jak tlen.

sobota, 25 lipca 2015

Świadkową być.

Po raz 4 zostanę świadkową, pomagałam w przygotowaniach wiele razy, ale stres miałam jakby to był pierwszy raz.

Motyw przewodni- marynarski.

Wszystkie miałyśmy na sobie kolorystkę: biały, granat lub czerwień.

Rano przyszłą pannę młodą wywiozłam do rodzinnego domu, abym mogła zacząć działać w jej obecnym domu.

Razem z koleżanką przygotowywałyśmy wszystko przez cały dzień- zakupy, gotowanie, dekoracje.

Spotkałyśmy się wszystkie w domu M. i razem wyruszyłyśmy na pierwszą część imprezy- plażę.

Przygotowałyśmy wszystko na przyjście M., założyłyśmy marynarskie czapki i czekałyśmy.
Po chwili moja Siostrunia przywiozła M. z zasłoniętymi oczami na plażę.
Wprowadziłam ją i dopiero gdy dotarłyśmy do reszty dziewczyn- odwiązałam oczy.

Zaskoczenie jakie malowało się na jej twarzy jest nie do opisania.

Głównym prezentem był fotograf, który spędzał z nami czas- sesje zdjęciowe plus reportaż.

Po części plażowej wróciłyśmy do domu.

Tam czekał na nas tort- nie był typowo panieński, ale był przepyszny i spowodował dużo śmiechu- na wierzchu leżał "pan" przykryty kocykiem. Został okrzyknięty Panem Młodym.

Następnie były prezenty- M. musiała rozpakować każdy prezent i zgadnąć od kogo jest. :)

I po tej częście fotograf pojechał do domu, a my bawiłyśmy się dalej.

Mimo wcześniejszego stresu- udało się wszystko. Najważniejsze, że M. zadowolona.

Teraz odliczanie do ślubu.
Przygotowania nabrały tempa.

Ostatnie trzy dni będę w Warsawie, więc na wielkich obrotach będe dopinać tyle co się uda.

W czwartek- przymiarki M., a potem............ MAM URLOP :D i wracam dopiero dzień przed ślubem.

Prezent niespodzianka już zrobiony- już nie mogę się doczekać jak im puszczę.

Moja Siostrunia stwierdziła, że ślub M. odczaruje mojego związkowego pecha. ;)

piątek, 17 lipca 2015

Wakacyjny czas.

Zaczyna zjadać mnie stres przed panieńskim, który jutro organizuję.

Na ogół nie przejmuję się opinią innych, ale jutrzejsze ewentualne niezadowolenie odbije się na M., a nie na mnie, więc się przejmuję.

Od samego początku jedna z uczestniczek daje w kość, więc jej obawiam się najbardziej.

Mam tylko nadzieję, że nie będę musiała za mocno z język się gryźć, żeby nie powiedzieć kilku słów do słuchu mojej "ulubienicy".

A z miłych rzeczy- bilety kupione- już za 1,5 tygodnia jadę na wakacje do Gdańska :D. Już nie mogę się doczekać.
Odpoczynek, zdala od domu, morze, fajne towarzystwo i pełen reset i chillout. :)
Czekam na to jak na zbawienie.

Uśmiecham się jak głupia- sama do siebie, ale już nie mogę się doczekać. :)

czwartek, 16 lipca 2015

Jestem uzależniona.

Od czegoś podobno trzeba.

A ja jestem od torebek.

Kupiłam kolejną i dopadły mnie wyrzuty sumienia.

Muszę przestać, bo nie mam gdzie ich trzymać.

Wyrzuty sumienia mnie zjedzą.




niedziela, 12 lipca 2015

Samotność.

Są takie chwile.
Są takie słowa.
Są takie sytuacje, że łzy cisną się same do oczu, a samotność daje się mocno we znaki.

Wsiadłam do samochodu i poczułam ogromny, przytłaczający mnie smutek.

Kiepskie uczucie.


czwartek, 9 lipca 2015

Gdy się nie czeka to przychodzi.

Przypadek.
Nie myślałam i nie planowałam. Wyszło w rozmowie- propozycja pracy.
Długo myślałam, dumałam, rozważałam.
Nie przyjęłam.
Jeszcze nie teraz.
Za wcześnie jest.
Nie jestem pewna.
Żal mi moich przylepek.
Byłabym w nowej pracy i myślała o tych dzieciach.
Chcę być lojalna, bo dla mnie przeszli.
Myślę, że jeśli ta nowa praca mi pisana to za dwa lata będzie okazja.
Szybko minie.

To był szalony rok. O wiele bardziej szalony, niż miał być.
Za dużo się działo: praca jedna, praktyki, pewna placówka, drugie przedszkole, szkoła, zerwanie z Konserwą, zakończenie szkoły, a teraz muszę ochłonąć, choć nadal jakoś czasu mi brakuje- za tydzień panieński, za 2 tygodnie urlop, za 3 tygodnie ślub przyjaciółki. Duuuużo tego.
Nie ogarniam.
Nie schudłam- chyba motywacji mi brak.

Znowu biegam.

Oj nic się nie robi spokojniej.

niedziela, 5 lipca 2015

Już prawie.

Już prawie po wszystki. Ja czuję jakby to był koniec- nie będę już chodziła na zajęcia, pisała pracy i streszczeń.
Mam poprawkę pisemnego- trudno się mówi, pójdzie się i napisze.

Wczorajszy ustno- praktyczny to był niezły horror, ale zakończył się dobrze.

Wspaniałe uczucie, że nastał koniec. Cieszę się jak dzieciak.
Tyyyyyyle czasu wolnego będzie, że chyba zgłupieje z tej radości.

Ulga.
Czuję wielką ulgę, że już po wszystkim.

niedziela, 28 czerwca 2015

Part I

Pierwsza część egzaminu za mną.
Czekam z niecierpliwością na wyniki i żyję w stresie przed najgorszym.
Jeszcze tydzień, napisanie dwóch najgorszych zadań i wolność!
Już czuję tę radość.

środa, 24 czerwca 2015

Bokiem.

Już bokiem wychodzi mi ta szkoła.
Robię wszystko, żeby nie robić tego co trzeba.
Myślę o wszystkim, żeby nie myśleć o tym co muszę zrobić.

wtorek, 23 czerwca 2015

23 czerwca.

Dziś dzień Taty.
Ja odwiedzę mojego tatę na cmentarzu.
Przez 25 lat nie obchodzę tego święta, a dopiero dziś polały się łzy.
Jaki by był? Jakie miałabym z Nim relacje? Jak to wszystko by dziś wyglądało?
Nie dowiem się.
Ale pamiętam, że byłam dla Niego oczkiem w głowie. (moja siostra miała raptem 3 miesiące, gdy umarł) Nawet z wyglądu jestem podobna.
Pewne obrazy przeskakują mi przed oczami, urywki.

Te miłe i fajne- gdy zawołał mnie z powórka, żeby mi powiedzieć, że urodziła mi się siostra; gdy zawiózł mnie pod szpitał, żeby pokazać małego kokona; gdy przynosił mi gumy- kulki, do których sentyment mam po dziś dzień; gdy trzymał Siostrunię na takim wielkim jaśku, siedząc nieruchomo, bo bał się brać ją na ręce.

I te mniej przyjemne- gdy go odwiedzałam w szpitalu, gdy dał mi pamiątkę, bo czuł, że koniec się zbliża, gdy weszłam do kosnicy, pożegnałam się i nie uroniłam ani jednej łzy, ale obraz ten we mnie jest do dziś.

Babcia opowiada co jakiś czas jakieś anegdoty o tacie, Dziadek mało mówi- przeżył to bardzo, pochował dwóch synów.



Babcia mówi, że był super facetem. I w to wierzę! Dzięki Niemu jestem na świecie, więc inaczej być nie może.

Wszystkiego najlepszego wszystkim tatom!

niedziela, 21 czerwca 2015

Szał.

Pierwszy raz w życiu i zapewne ostatni póki co- ogarnął mnie zakupowy szał. Byłam przypadkiem w sklepie i wykorzystując okazję, że jest moja siostra, zaczęłam przymierzać sukienki na ślub przyjaciółki, gdzie będę świadkową. Znalazłam piękną, cudowną, wręcz idealną, ale co się stało ?! Nie dopiełam się w biuście. Nie w tyłku, nie w boczkach, ale w BIUŚCIE (!!!) what the fuck?!

Szybka akcja i sukienka w Gdańsku odłożona- jak dobrze mieć znajomych w różnych zakamarkach Polski. ;) Teraz czekam na przesyłkę z niecierpliwością.

Dziś pojechałam po buty- trzy pary upatrzonych- żadnych nie było. Drugie centrum handlowe odwiedzone- ani jednego buta z tych, które chciałam. Jak ja nienawidzę kupować butów, cichów, czegokolwiek!!

Znalazłam urocze, ale nie wiadomo czy będą pasować do sukienki. Urocze szpilki?! To nawet nie brzmi po mojemu. Urocze, śliczne i wymarzone to mogą być trampki. :D

Matko! Tak myślę o tym i nie wierzę- JA LATAM ZA SUKIENKAMI I SZPILKAMI. Nie mogę w to uwierzyć. Kolejna taka okazja jak Siostrunia będzie wychodziła za mąż. Oby nie prędko, bo ja już zmęczona jestem po dwóch dniach.


sobota, 20 czerwca 2015

niedziela, 14 czerwca 2015

Dziwak.

Dziwak ze mnie- Stefan pojechał na wakacje- tak, wiem, że to niedorzeczne, bo koty nie jeżdżą na wakacje, ale tutaj akurat tak jest, że "moje" dzieciaki wypożyczyły go ode mnie na tydzień, więc kot będzie w kocim raju wakacyjnym.
A ja siedzę i stwierdzam, że mi dziwnie, że nikt nie miauczy, że nikt nie skacze po mnie, że okno na oścież otwarte, że piwo stoi na podłodze, a ja zerkam czy nie wyleje.
Nie lubiłam kotów, nie sądziłam, że poza głupim gadaniem, że na trzydziestkę sprawię sobie kota- tak się stanie, ale teraz...nie wyobrażam sobie życia bez tego stwora. Przyzwyczaiłam się do gadam i już.
Może jednak mam sumienie i nie jestem takim zimnym i złym człowiekiem jak, to niektórzy myślą. ;)

Tak- dobry człowiek jednak ze mnie. :P

piątek, 12 czerwca 2015

Mały sukces.

Pierwszy mały sukces. Byłam w centrum handlowym i naszło mnie na fast fooda- podeszłam do kilku okienek, poczytałam, nawet w jednym w kolejce stanęłam- ale zrezygnowałam, odeszłam i zjadłam w domu grillowaną cukinię i rybę. Zdrowiej i taniej.

Takie sukcesy cieszą, mimo, że małe.

środa, 10 czerwca 2015

Od jutra.

Nie raz słyszałam i sama mówiłam "od jutra". Od jutra przestanę jeść słodycze, od jutra zacznę jeść lepiej, od jutra....coś tam, coś tam, coś tam.

Ostatnio postanowiłam zmienić swoje nawyki żywieniowe i mam nadzieję, że wreszcie wytrzymam w postanowieniu.
Wywaliłam wszystkie słodycze, które miałam w domu.
W przedszkolu nie jem słodkości, pysznych podwieczorków.

Od jutra będę jadła swoje śniadania- kasza ugotowana czeka na spakowanie, rano przygotuję mieszanke owoców świeżych i suszonych i zamiast pieczywa (mimo, że język będzie mi uciekał do tyłka)- zjem swoją kochaną kaszę jaglaną z owocami.

Postanowiłam jeść w przedszkolu tylko obiady. Są smaczne, są domowe i nie jem dużo. :)

Po powrocie do domu, gdy będę głodna- będę jadła grillowaną rybę, warzywa itp.
Wczoraj zrobiłam pierwszy taki obiad- był pycha!

Czas się ogarnąć!
Koniec z lenistwem i ociężałością!

Chcę czuć się lżej, chcę mieć satysfakcję, że mi się udało, a gdy będę coś przymierzać, nie chce patrzeć na cielko, tylko na ciało.

Sama za siebie zaczynam trzymam kciuki! Zaczęłam już wczoraj.

niedziela, 7 czerwca 2015

Czasem.

Czasem chce się dobrze, a wychodzi jak zawsze.
Czasem człowiek jest tak uparty, że nie można nic powiedzieć, bo argumenty są odbijane.
Czasem ma się wyrzuty sumienia, bo coś się w emocjach powiedziało, a nie miało się nic złego na myśli.
Czasem na szczęście dzieje się tylko czasem.

piątek, 5 czerwca 2015

Pani Domu.

Byłam dotąd Prawie Perfekcyjną Panią Domu.

Teraz siedzę nad pracami zaliczeniowymi, klnę pod nosem i patrzę, że jeszcze nigdy nie było tak brudno u mnie. Szlag mnie trafia, że nie mam czasu. Nie wiem co się ze mną stało, że zorganizować się nie mogę, ale chyba zmęczenie, znużenie i olewka.

Ostatnio niestety jestem Chujową Panią Domu i strasznie mi do doskwiera.

Byle do lipca!

środa, 27 maja 2015

Coś.

"Ciociu, masz COŚ na plecach" (z naciskiem na COŚ, bo to nowość). Wielkie oczy dzieci i ogromne zdziwienie, ale zero komentarzy rodziców.
Tak- mam tatuaże i planuję kolejne, a jestem nauczycielem w przedszkolu.
Uśmiechnęłam się na te słowa, a jedna mama tylko powiedziałam z wielkim uśmiechem- "ciocia ma takie coś jak tata."

Dziś byłam Myszką Minnie na przedstawieniu, która miała taką sukienkę, że było widać tatuaże. Przebrana, z pomalowaną twarzą, ale z tatuażem na plecach.

Polska się zmienia, świadomość ludzi się zmienia ku uciesze mojej i innych osób, które chcą żyć w zgodzie ze sobą, ale kochają swoją pracę.

Jestem dla dzieci w 100%, angażuję się, ale mam też życie prywatne i nie zamierzam tego zmieniać, bo chcę normalnie żyć w pracy i poza nią.
Kiedyś słyszałam..."to nie wypada w Twoim zawodzie", ale też na moje trampki kiedyś usłyszałam "W Twoim wieku to nie wypada", więc wszystko w normie dla mnie, a zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie miał jakieś "ale".

wtorek, 12 maja 2015

Gorąco.

Nie tylko na zewnątrz, ale i w moim życiu.
Pęd w pracy i w szkole.

Niby jestem, ale biegnę.
Niby zwolniłam, ale pędzę.
Niby odpuściłam trochę, ale w głowie ciągle tłucze się wszystko.

Ćwiczę cierpliwość.

wtorek, 5 maja 2015

Maj.

Szybko ten czas leci.

Kolejna rola życiowa w moim wewnętrznym CV- zostałam matką chrzestną.
Zaszczyt to dla mnie wielki.

Dużo myśli krąży nadal po głowie. Momentami gubię się.
Czasem odpuszczam, czasem wariuję, a czasem mam wywalone na to wszystko.
Czasem zwyczajnie nie wiem co zrobić.
Żyję. Po prostu tyle, albo aż tyle.

Dni przelatują między palcami. Lista spraw nie załatwionych coraz dłuższa.

Nie wiem co się ze mną stało.
Ta zawsze zorganizowana, mająca na wszystko czas i chęć- teraz nie daje rady.
Nie podoba mi się to.
Chce cofnąć czas.
Wiem, że się nie da.
Szkoda.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Ciężki dzień.

Jakiś ciężki dzień mnie dopadł dziś.
Przesilenie, przemęczenie, przeniewiadomo co.
Weekend dość spokojny, bo w szkole, ale jakoś tak mnie naszło na smutki, bo tak pomyślałam, że do niczego się nie nadaję, że nie znajdę faceta, że nie ułożę sobie życia. Wszystko na nie.

Dziś najpierw spięcie w szkole- nie dałam już rady i wybuchłam. Potem przeprosiłam, ale mimo wszystko lipa, że wybuchłam.

Na urodzinach dziadka wyszłam ochłonąć, żeby nie wybuchnąć, bo już nie chciałam awantury itp.
Kocham moje Dziadka, ale doprowadza mnie do szaleństwa.

Z życiem prywatnym chciałabym, żeby się poukładało wreszcie, ale to też czasu trzeba i odpowiedniej osoby.

Ogólnie jest pod górkę, ale nie poddaję się. Walczę, uśmiecham się i myślę mocno pozytywnie, a przynajmniej się staram.

Wreszcie musi się zrobić dobrze- musi i nie ma innej opcji.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Wykluczenie.

W czwartek rozmawiałam ze znajomą na temat mojej alergii, na temat ciągłego problemu z zatokami i moim wiecznym zmordowaniem.
Dowiedziałam się, że muszę wykluczyć nabiał- nawet najmniejsze ilości nie są wskazane, ponieważ nabiał jest śluzo twórczy i to jest główna przyczyna moich problemów.

Od czwartku piję kawę bez mleka, walczę ze sobą, żeby nie jeść serów i jogurtów.

Nabiał zamieniam na pasty- mam nadzieję, że się przekonam i nie złamię.

Do tego śniadania z kaszy jaglanej, ponieważ wysusza i pomoże w oczyszczeniu mojego organizmu.

I wizyta u Pani profesor, która pomoże mi się uporać z alergią bez tabletek- to dopiero będzie wielkie wyzwanie.

Ehhhhhhhh...

niedziela, 19 kwietnia 2015

Kołowrotek.

Biegnę przed siebie jak chomik w kołowrotku.
Zmiany, które zaszły prywatnie i służbowo zaakceptowałam i uważam, że wyszło mi na dobre.
Czas pokaże jak się wszystko poukłada, ale powrotu już nie chce.
Było- skończyło się. Nie chce być w tym związku i czuję ulgę, że się skończył.

Nie rozumiem jak przez rok można kogoś nie akceptować, udawać akceptację, udawać, że wszystko jest dobrze.
To musi być strasznie smutny człowiek.

Bycie zbyt spokojnym nie jest dla mnie, to nie moja bajka. Ja ciągle gadam, wymyślam głupoty, potrzebuję spokoju czasem, ale nie ciągle. Nie chce ciągle zastanawiać się czy to co mówię jest odpowiednie i powiedziane odpowiednim tonem. Dobrze, że tak się stało.

Dziś nasze ostatnie spotkanie- wykonam to co obiecałam i tyle.

Szkoła daje się we znaki. Nie mam już siły, jestem zniechęcona i mam dość. Jak myślę o końcowym egzaminie to płakać mi się chce.
Jestem zła, bo zaniedbuję przez szkołę inne płaszczyzny.

Byle do lipca!

piątek, 10 kwietnia 2015

Dzień 2.

Maleńki kawałek tortu urodzinowego jednego z dzieci. Ale takie tortu w zdrowszej wersji, bo dziewczynka nie jada słodyczy.
Porażka, ale jest i zwycięstwo. ;)

Dostałam galaretki i odłożyłam do szafki- nie zjadłam, ani jednej. ;)

czwartek, 9 kwietnia 2015

dzień 1.

Poległam.
Koleżanka przyniosła ciasto i ono się tak do mnie uśmiechało.
Ale dziś dokończyłam słodycze w domu.

Jutro próba druga. :)

środa, 8 kwietnia 2015

Moje wewnętrzne wyzwanie!

Tak, stało się wreszcie- zaczęłam biegać!
Jestem w totalnym szoku, że daję radę, ale to dopiero początek.
Tydzień temu przebiegłam 3km- pierwszy raz w swoim życiu.
Dziś- drugi raz, przebiegłam 4,7km.

Krok kolejny- właśnie uświadomiłam sobie, że trzeba zmienić podejście do żywienia.
Zacznę od małych kroczków- gdy w pracy będzie mnie kusić- nie poddam się i nie zjem nic słodkiego. Krok kolejny- zero wpieprzania po 20.

Póki co tyle i AŻ tyle.

Czas pokaże co to będzie.

Ja za siebie trzymam kciuki. ;)

piątek, 3 kwietnia 2015

Koniec.

Jak koniec, to koniec.
Klucze odebrałam, wsiadłam i pojechałam do domu.
Bajka z Panem Perfekcyjnym się skończyła.
Smutek już minął, bo ile można złościć się, że coś nie wychodzi.
Widocznie tak miało być, a lepiej, że stało się to teraz, niż za kilka lat.

Będzie dobrze! Musi być!

Tak na same Święta się skończyło, ale na pewno nie ma tego złego...

środa, 1 kwietnia 2015

KWIECIEŃ!!!

Kwiecień czas start!

Nowe przedszkole (o matko i córko, dziś doszła do mnie prawda prawdziwa- 4 przedszkole w ciągu 4 miesięcy zaliczam) zaczęło dziś działać i mimo mojego strachu i lęku i zwątpienia wyszło lepiej, niż myślałam.
Nawet rano polały się łzy szczęścia- pewna mama łzy ocierała jak zobaczyła jak jej synek przybiegł do mnie, a i ja zamoczyłam oczy z radości.
Jutro będziemy sadzić kwiaty. :D

Biegać zaczęłam i pokonałam najdłuższy dystans w swoim życiu i przeżyłam to i spodobało mi się- chcę więcej!
Biegłyśmy, gadałyśmy, a ja nie padłam. :)

Kwiecień się rozkręca, rok nabiera rozpędu, może jednak to będzie dobry rok- tak jak myślałam w Styczniu.
Na pewno!

piątek, 27 marca 2015

Coraz bliżej.

Coraz bliżej do Wielkiego Dnia w nowym przedszkolu. :)

Już nie mogę się doczekać.

Sala gotowa, tylko w weekend dokupię kilka rzeczy, żeby było po mojemu.

Dzieci już czekają, ja czekam, więc nie widzę innej opcji, niż tak, że wszystko wyjdzie świetnie!

Stefek dokazuje, a ja staram się nie dołować i racjonalnie podejść do wszystkiego.
Jestem dobrej myśli we wszystkich tematach!

wtorek, 24 marca 2015

I co? I co? I co?

Wielkie ZERO!
Nic.
Pustka.

Totalny bałagan w głowie.
Chciałabym- boję się.

Ile razy można próbować?
Ile razy można dawać szansę?
Ile razy można wszystko naprawiać?

Kiedyś trzeba powiedzieć STOP!
I zamknąć za sobą pewne drzwi.

Właśnie w tej chwili dzieje się wszystko.
Leją się łzy.
Rozmyślam o tym co było, jak wyglądało, jak byłam szczęśliwa, jak było gdy się kłóciliśmy, nasze wspólne dni i te oddzielne.
Rozmyślam o tym co będzie.
Jak będzie.
Czy będzie i co.

Kiepsko.
Póki co jest bardzo kiepsko.

A decyzja cholera wie jaka będzie.

I wcale nie jest "chujowo, ale stabilnie", tylko ostatnio było "chujowo", a ja chyba dążyłam do tego "stabilnie". Ale samej nie dam rady.

A najgłupsze jest, że chyba gdzieś podświadomie czułam, że tak będzie- już kilka razy.

niedziela, 22 marca 2015

Brak odwagi.

Dużo myślę o tym wszystkim, ale chyba coraz bardziej czuję i widzę, że nie da się tego uratować.
Sama nic nie zdziałam, a rozmowy nic nie dają- tylko pretensje, że znowu "mam pretensje", a ja chcę wyjaśnić, powiedzieć co mnie boli itp.
Smutno mi, ale co z tego.
Niby co ma być to będzie, ale myślałam, że wreszcie życie sobie układam.
A tu klops.
No cóż.
Widocznie tak ma być, więc niech tak będzie.
Czas pokaże jak to się potoczy.

wtorek, 10 marca 2015

Tęsknota.

Stefan pojechał na wakacje.
Ja siedzę zawalona pracą, a tęsknię jak cholera.
Nie sądziłam, że można tak tęsknić za zwierzakiem, tym bardziej rozrabiakiem.

W niedzielę byłam ze Stefkiem na poważnym badaniu- okazało się, że jest bardziej chory, niż wszyscy myśleli. Jego serce jest jak durszlak. Dostał leki, dostaje, a za miesiąc kontrola.
Zobaczymy co się dowiem.

A teraz tęsknię i piszę, piszę i tęsknię.

środa, 4 marca 2015

Anioły.

Są Anioły na ziemi.
Chodzą między nami i żyją spokojnie, a gdy mogą- pomagają.

Całkiem przypadkiem spotkałam jednego z nich i jestem bardzo za to wdzięczna.

Wspaniały człowiek.

Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, ale uzyskałam niesamowitą pomoc od tej osoby, od tych ludzi. Jestem pewna, że moje nowe miejsce pracy będzie wspaniałe i będę otoczona przyjaciółmi- nie "wielkimi, nadąsanymi" szefami.

Tacy ludzie przywracają wiarę w drugiego człowieka.

Teraz myślę jak jej podziękować, bo dzięki niej miesiąc oczekiwania minie mi spokojnie.

poniedziałek, 2 marca 2015

Pierwszy i ostatni.

Pierwszy dzień pracy stał się moim ostatnim.

Pół dnia minęło miło i bezproblemowo.

Nagle...przeszedł szef, zgarnął mnie do biura i moja przygoda z przedszkolem się zakończyła.
Cała "czwórca" stała mi nad głową, nie dali wyboru.

Rozdygotana wyszłam z tym świstkiem- informacja, że nie muszę chodzić do pracy- ale nie wiadomo czy mi zapłacą i ile itp. To bardzo skomplikowane, bardzo.

Przykre jest, że nie pozwolili mi się pożegnać z dziećmi, że rodzice na mnie czekali, ale nie zdążyłam z nimi nawet porozmawiać, że potraktowali mnie jak złodzieja- jeden z nich chodził za mną krok w krok, nawet patrzył jak zakładam buty.

Tak, więc o to tym sposobem mam miesiąc wolnego!
Zapłaczę się chyba, bo to jak kara.

Do tego prywatne problemy.

Jest kolorowo. ;/

niedziela, 1 marca 2015

Co mam myśleć?

Nie wiem co mam myśleć, wątpliwości skaczą w głowie.
Biega po głowie milion myśli i nie wiem co zrobić.
Nie chcę podejmować pochopnie decyzji, ale nie chcę też stać w miejscu.
Niby nic się nie dzieje konkretnego, ale ja przestałam czuć, że chcę, ale poczułam dziś, że powinnam. A przecież nie tak to powinno być.

Niby jest spokój, ład i harmonia, ale we mnie wszystko buzuje.
Stanęłam w martwym punkcie.
Jest letnio, ani ciepło, ani zimno- nijak, byle jak.

Siedzę, jadę, leżę i myślę, ciągle myślę, analizuję, zastanawiam się i nic. Totalnie nic nie wymyśliłam.

Nie wiem jak to ugryźć.

piątek, 27 lutego 2015

Luty.

Luty prawie minął.
Szybko, za szybko.
Dużo się zdarzyło, ciągle się dzieje, a ja czuje się jak w kołowrotu.
Ostatni miesiąc w pracy przede mną.
Pracy dużo do zrobienia, rozliczenia się, dogonienia.
Doba za krótka.

Okazało się, że ze Stefanem muszę iść do specjalisty.

Ciągle coś.

Czasem brakuje mi sił, chęci, motywacji.

Wiosnę czuć coraz bardziej i to mnie pociesza.

Trudno było zmienić pracę za pierwszym razem, teraz jest lżej.

 To niby mały krok, ale jednak duży.
Najfajniejsze jest to, że będę ze swoimi dziećmi, bo duża część przechodzi za mną.

Marzec zapowiada się nerwowo, ale już nie mogę się go doczekać, bo liczę na słońce i pozytywną energię. :-)

Dziś jadę zobaczyć nowe miejsce pracy. :-)

Miłego weekendu!

P.S.
Pierwszy raz pisałam post z telefonu. :-)

niedziela, 22 lutego 2015

Słowo się rzekło.

Właśnie poinformowałam rodziców, że odchodzę do innego przedszkola.
Decyzja została podjęta i nie ma odwrotu.
Miałam dużo czasu na przemyślenia i postanowiłam jedno- jeżeli mnie nie wezmą do tego nowego, to i tak odchodzę. Nie jestem w stanie dłużej pracować z Tłumokiem.
Biorę się za pisanie wypowiedzenia.
Jestem bardzo pozytywnie nastawiona.
W grupie będę z super dziewczyną.
Część rodziców już wiedziała o moim odejściu i idą za mną, bo przedszkole jest blisko obecnego.
Reszta- jaką decyzję podejmie to już od nich zależy.

Jestem zmęczona. Bardzo.
Straciłam chęć i motywację do kursu, do praktyk, do pisania kolejnych zadań i zaliczeń.
Mam nadzieję na szybkie odzyskanie zapału.

Tydzień zapowiada się ciepły, więc mam nadzieję, że będzie bardzo pozytywny. :)

Miłego tygodnia!

piątek, 13 lutego 2015

13? Piątek?

Dziś zostałam w domu.
Już nie dla mnie zbyt duży stres i zero konsekwencji- dziś marnie się czuje i na pewno nie dałabym rady siedzieć 10h, obserwować, odpowiadać, nie zwariować.
To jest bardzo ciężki dzień.
Bardzo dużo myślę o pewnej kwestii i wiem, że nie lada wyzwanie przede mną.
Ważą się losy mojej przyszłości po raz kolejny i na pewno nie ostatni.
Jest mi źle.
Skomplikowane to wszystko.

czwartek, 5 lutego 2015

Kość niezgody.

Wyszło to niespodziewanie i nie wiem jaki będzie tego finał.
Było wszystko dobrze, aż nagle- jeb i się posypało. Niby głupi powód, ale każde z nas ma swoje zdanie i nie chce odpuścić.
Chodzi o kota, więc ja na pewno nie odpuszczę.
Jesteśmy dorośli, podejmujemy świadome decyzje, więc i świadomie ponosimy konsekwencje.
Jeżeli się rozpadnie, to będzie mi bardzo ciężko i źle.
Jeśli się ułoży, to będę szczęśliwa.
Ale nie wiem co będzie.
Ciężko mi.
Muszę czekać.

piątek, 30 stycznia 2015

Miesiąc!

Na miesiąc zostawiłam dziś moje przedszkolaki.
Polały się łzy, gdy rodzice podchodzili i mówili, że dzieci pytają co rano o mnie i na pewno będą tęsknić.
Polały się łzy, gdy dzieciaki mnie ściskały, całowały i mówiły "Kocham Cię".

Miesiąc to niby nie dużo, a jednak bardzo dużo.
Dużo może się wydarzyć, dużo może się zmienić.

Dla mnie to będzie ciężki miesiąc, bo bez pracy, bez dzieciaków, za to na praktykach, które będą trwały po 10h dziennie, będą nowe dzieci, nowe otoczenie, zupełnie inny system, plan dnia- wszystko.

Przerażona jestem ilościom zadań, które czekają mnie do wykonania.

Ogólnie stresuję się przed nieznanym.

Dziś były występy z okazji Dnia Babci i Dziadka- dzieciaki były super, dziadkowie i babcie dopisały i bardzo się ucieszyłam, gdy na moją prośbę brali udział w zabawach. To był bardzo stresujący dzień- ale bardzo pozytywny.

MIESIĄC- to przede wszystkim oddech psychiczny od Tłumoka.

I po cichu liczę, że w ciągu tego miesiąca coś się wyklaruje sensownego.

Ciekawy miesiąc przede mną.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Niby nie dużo- a jednak!

Niby wiele nie oczekuję, tylko tego, żeby się poukładało- wszystko!
Niby nic skomplikowanego- a jednak mocno to zakręcone.
Niby nic trudnego- a jednak wiele trudności przede mną i powstają kolejne.
Nie zmuszę nikogo do niczego, a mimo to mam pretensje sama do siebie, że chcę.
Chcę- przede wszystkim tego, żeby nie martwić się, nie płakać, nie kombinować.
Żyć spokojnie, z problemami życia codziennego i zmartwieniami co zjem jutro na obiad. ;)
Oczywiście to mocna metafora, ale jestem zmęczona.
Wczoraj było apogeum- mój organizm zareagował bardzo mocno na stres i nie chcę tego powtarzać, drugi raz przez to przechodzić.
Dziś dano mi do zrozumienia, że być może będę musiała dokonać wyboru. Tylko, który będzie słuszny?
Mam nadzieję, że to chwilowa złość i do tego nie dojdzie.
Ciężko mi ostatnio.

A teraz siedzę i piszę zaliczenie, a w sumie to zastanawiam się nad sensem tego co się dzieje wkoło mnie, co mi się dzieje, jak się skończy i kiedy, bo mam dość.

Chcę (!!!), potrzebuję (!!!): ładu, porządku, harmonii, miłości i świętego spokoju.

wtorek, 20 stycznia 2015

Szok i niedowierzanie.

Nadal jestem w szoku i nie mogę uwierzyć, że pół dzisiejszego wieczoru przegadałam z KSIĘDZEM!

Tak, tak- ja, osoba stroniąca od kościoła, nie lubiąca księży, nie przywiązująca uwagi to kościoła, do praktykowania- przyjęłam księdza po kolędzie.

Z jednej strony ze "starości" chyba podjęłam taką decyzję- w sumie mieszkam prawie 8 lat u siebie i pierwszy raz otworzyłam drzwi/ byłam w domu itp.
Z drugiej- mam zostać matką chrzestną, więc stwierdziłam, że wypadałoby być odnotowanym w księgach kościelnych.

Wczoraj pojechałam do mamy po wszystkie "święte gadżety", a dziś z wywieszonym językiem biegłam do domu, bo nie wiedziałam czy zacznie od góry (od mojego piętra) czy od dołu, a chciałam uniknąć szukania go- tego bym chyba już nie zrobiła.

Siedziałam, czekałam i już w sumie myślałam, że mnie olał, gdy nagle dzwonek zadzwonił i przyszedł ksiądz.

Zaczęliśmy rozmawiać o kotach, bo okazało się, że ma przekichane (w dosłownym słowa znaczeniu), potem modlitwa i rozmowa. Gadaliśmy o wszystkim i niczym, ale przede wszystkim zaciekawiła mnie jego otwartość i wykorzystałam to na wypytywanie go o rzeczy nurtujące mnie od dawna. Ja pytałam- on chętnie odpowiadał, opowiadał i tak nie wiadomo kiedy przeleciało pół godziny. Byłam w szoku, że KSIĄDZ może być "normalny", że można z nim pogadać jak z koleżanką, że po chwili posiadałam już wiele odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, kontakt do niego- w razie potrzeby, chęci pogadania, zasięgnięcia porady itp.

Nie sądzę, że naglę stanę się wzorową katoliczką, parafianką i nie będę zasuwać co tydzień do kościoła, ale mam plan- wybrać się choć raz, żeby zobaczyć czy w tym kościele jest tak fajnie jak mówił, czy to jego indywidualna opinia, bo jest księdzem, bo tak wypada, bo tam pracuje.

Co mnie zdziwiło najbardziej?
Jego otwartość, brak barier, to, że mi opowiedział o swojej drodze na drugą stronę ołtarza, że nie bronił się przed żadnym tematem, nie próbował się wymigać, a wręcz stworzył w mojej głowie obraz osoby, której można zaufać, gdy będzie się chciało porozmawiać z kimś "z boku", z kimś "z poza normalnego życia".

Ksiądz- a taki normalny człowiek.

W dzisiejszych czasach to niesamowite zjawisko, a tak bardzo potrzebne, żeby być normalnym wśród tych wszystkich zawirowań kościelnych.

Na pewno nie było to moje ostatnie spotkanie z tym księdzem. Mamy jeszcze do pogadania.
A i na spowiedź w formie rozmowy chętnie bym się wybrała, żeby pozamykać pewne kwestie sama ze sobą, ale i wyrzucić z siebie wszystko co mi "zalega", takie oczyszczenie.

Jestem w szoku po tym co mnie spotkało.

Potraktuję to jak dobrą monetę.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Jednak ktoś docenia.

Jednak nie wszyscy są burakami- NA SZCZĘŚCIE.

Otrzymuję wiele wspaniałych słów od rodziców dzieciaków.
Słyszę, że dzieci mnie lubią- co jest dla mnie najwspanialszą zapłatą za moją pracę.
Żadna podwyżka, czy premia nie wynagrodzi mi tego, co teraz słyszę od rodziców- bezcenne słowa, które nadają sens mojej pracy.

A teraz...wspaniały sms od ludzi, u których dorywczo pracuję- aż zabrakło mi słów- co mi się nie zdarza zbyt często.
Mieć poczucie, że ma się oparcie w obcych ludziach- bezcenne.
Po tylu latach pracy są dla mnie jak rodzina i mnie również tak traktują.
Gdyby ktoś mi powiedział 8 lat temu, że chwilowe zajęcie będzie trwało tyle lat i dzięki niemu zdobędę drugą rodzinę- nie uwierzyłabym.
Były sytuacje, dzięki którym mogłam się przekonać, że to nie pozory, że naprawdę są wspaniali, szczerzy i kochani.
Dzisiejsze wiadomości utwierdziły mnie w tym.
Łza się w oku zakręciła.
Jestem szczęśliwa, że mam takich ludzi koło siebie.

niedziela, 18 stycznia 2015

Decyzje.

Czasem trzeba podjąć decyzję bez długich przemyśleń i rozmyślania nie wiadomo jak długo.
Dziś odbyła się rozmowa, jaki będzie jej efekt- czas pokaże.
Ja powiedziałam swoje- naciskać nie będę.

niedziela, 11 stycznia 2015

Brak szacunku.

Jestem zła, bardzo zła.
Frustracja nie opuszcza mnie od piątku, bo wtedy to nastąpił moment kulminacyjny.
Była złość, były łzy, a teraz jest chęć ucieczki- jak najszybciej, jak najdalej.

Wszystko zaczęło się w środę, gdy uczciwie poszłam i powiedziałam, że coś się zgubiło, że szukam, że staję na głowie, ale efekt kiepski.
Rozmowa z Panią dyrektor przebiegła spokojnie, normalnie, bez zbędnych krzyków i oskarżeń.

Po pewnym czasie przybiegł właściciel, który na sali pełnej dzieci, przy jeszcze jednej koleżance wskazał na mnie i moją współpracownicę i powiedział, że ma do nas sprawę. Oczywiście wiedziałam o co chodzi, ale takiego ataku, oskarżeń i poniżenia się nie spodziewałam.
Zrobił z nas złodziejki, zwracał się do nas chamskim tonem, był opryskliwy, nie miły, mocno pokazujący swoją wyższość ( nie wiem co chce sobie zrekompensować, ale ja nie dam się poniżać), po prostu kawał chama i buraka. Słoma wyszła z butów. Zapomniał chyba, że TEŻ jesteśmy ludźmi, że należy nam się szacunek, że nie można tak się zwracać do swojego pracownika, do drugiego człowieka, do nikogo. Nikt nie zasługuje na takie traktowanie.

Byłam wściekła, odpowiedziałam mu na zarzuty i oskarżenia, a on wyszedł klnąc bezgłośnie- bo obok były dzieci.

Nie chcę nawet myśleć jakby nas potraktował jakbyśmy byli na osobności.

Szala goryczy przelała się w piątek.

Dowiedziałyśmy się, że nie dostaniemy wypłat.
Na argument mojej koleżanki, że ma kredyt- odpowiedział, że jego to nie interesuje, bo on też ma i nie zamierza własnych pieniędzy dokładać do interesu.

Informację o tym, że nie dostaniemy wypłat przekazał o godzinie 17, gdy już prawie nikogo nie było w przedszkolu.

Nie liczą się z tym, że możemy nie mieć za co żyć.

Nie wiem kiedy planują nam zapłacić, ale przez cały weekend od piątku jest burza mózgów, bo nie można tak tego zostawić.

Wywiązujemy się ze swojej pracy, stajemy na głowie, a nie otrzymujemy za to wynagrodzenia.

JAK TAK MOŻNA?!

Jutro ma być rozmowa. Nie zostawimy tak tego. Nie jestem wolontariuszem.

Nie odpuszczę, nie tylko ja.

Ale jedno jest pewne- już w środę wiedziałam, że czas uciekać- mimo, że kocham te moje brzdące.
A teraz to jest bardziej, niż pewne, że chcę szybko zmienić pracę- jak najszybciej.

Nie chcę pracować w miejscu, w którym nie szanuje się pracownika, a przede wszystkim drugiego człowieka.
Nie chcę świecić oczami za takiego chama i buraka przed rodzicami.

Czas na poszukiwanie i zmiany.

czwartek, 8 stycznia 2015

To nie takie proste...

Był plan- wstać dziś przed 6, zjeść porządne, zdrowe śniadanie, zamiast kawy wypić ciepłą wodę z cytryną i nie pić kawy przez resztę dnia, ograniczyć słodycze, a najlepiej nie jeść wcale.
Udało się tylko z kawą i wodą- 0 kaw, 1 woda z cytryną.
Słodycze: były i bardzo mnie to martwi, że moja silna wola jest taka słaba. ;)
Kolejne podejście jutro.
I plan na kolejny dzień bez kawy też  jest. :)

wtorek, 6 stycznia 2015

Już 6!

Dopiero co były wielkie przygotowania do Świąt, a tu już mija 6 dzień mojego wolnego.
Jutro powrót do pracy i do codzienności.
Grunt to nie zwariować.