sobota, 31 grudnia 2016

Ta ostatnia sobota...

Wchodzę tu ostatnio bardzo rzadko.
Dużo myślę co napisać, o czym, czy w ogóle.
Cały czas coś się dzieje, ale brakuje mi jakoś weny, żeby pisać.

Dziś ostatnia sobota 2016 roku.
Szybko minął ten rok.
Dużo się wydarzyło.
Było i pozytywnie i negatywnie, ale równowaga musi być.

Żegnam stary rok z fajnym człowiekiem przy boku, z poczuciem, że podjęłam dobre decyzje, że żyje mi się dobrze, że będzie tylko lepiej!

Zamieszanie w życiu prywatnym, przeprowadzka, szaleństwo. Zamieszanie w życiu służbowym, nowe wyzwania, nowe obowiązki- satysfakcja.

Rok 2017 będzie wspaniały! Będzie cudowny! Będzie bardzo dobry!

Wszystkiego co najwspaniale w Nowym Roku!

sobota, 12 listopada 2016

Bez wytchnienia.

Ciężko złapać mi oddech.
Praca, zajęcia dla dzieci, planowanie tego i ogarnianie zajmuje tak dużo czasu, że nie nadążam.
Dni mijają tak szybko, że ledwo odnajduje daty w kalendarzu.
Latający lata na długo ostatnio, a ja siedzę sama i dumam.
Takie rozłąki są dla mnie przydatne, bo zatęsknię, przemyślę i poukładam pewne rzeczy w głowie.
Ale i powodują analizowanie. A to już nie jest takie dobre.
Myślę, kombinuję, analizuję,  dochodzę do pewnych wniosków, ale ostatecznie i tak wychodzi, że co ma być- to będzie i wyżej dupy nie podskoczę. A z moimi zdolnościami gimnastycznymi, to i do tej wysokości będzie ciężko. ;)

Nie nakręcam się. Nie chcę, nie mam siły, czasu, ani potrzeby.
Czas biegnie sam, bez mojej aprobaty, więc nie ma co rozkminiać.
Ja się staram, daję z siebie wszystko.
Chcę, żeby się udało.
Zależy mi.
Ale nic na siłę.
Chciałabym kiedyś napisać, że już nie myślę i nie analizuję, że jestem.

czwartek, 20 października 2016

Nowe.

Nowe wyzwania przede mną.
Dużo bym chciała- mało robię.
Brakuje siły i motywacji.
Wracam do domu i nie mam na nic siły.
Podoba mi się prowadzenie angielskiego, ale jakoś brak mi motywacji do działania.
Chciałabym więcej, lepiej, fajniej, ale coś się we mnie wypaliło.
Muszę na nowo odnaleźć chęć i motor do działania.
Ospała chodzę, pół przytomna, łatwo mnie zdenerwować.
To nie ja.
Tak nie lubię.
Chcę działać.
Chcę się spełniać.
Chcę mieć poczucie, że zrobiłam wszystko, a nawet więcej.

Chcę!

A chcieć to móc.

sobota, 15 października 2016

Relaks

Wstyd się przyznać, ale nigdy nie byłam na porządnym koncercie.
Aż do wczoraj. Wieczorny relaks w Stodole- tłum ludzi, świetna muzyka, świetna atmosfera.
Głos jak dzwon wokalisty.
Pozytywne świry, grające na instrumentach.
Lao Che- moja nowa miłość.
Najlepiej spędzone 1.5h ostatnio.

Za tydzień Raz, Dwa, Trzy.

Ale się ukulturalniać zaczęłam. ;)

czwartek, 6 października 2016

31

Minęły 31 urodziny.
Po trzydziestce trochę się zmieniło- rok to niby dużo, ale potrafi zmienić sporo.
Życie mi się przewróciło.
Nie żałuję niczego co było przez ten czas.
Na pewno "dorosłam", na pewno inaczej patrzę na pewne sprawy- już nie jak "nastolatka".
Życie zweryfikowało wiele rzeczy- pracę, znajomych, moje oczekiwania i to co otrzymuję.
Z dnia na dzień jestem coraz bardziej świadoma siebie, swoich potrzeb, czasu, który mija.

No i to były pierwsze wspólne urodziny- Latający również obchodzi urodziny tego samego dnia.
Nie byliśmy razem tego dnia.
Świętowaliśmy później.

Przyjaciółki jak zawsze- niezawodne. Miałam rewelacyjne urodziny i bardzo fajnie spędziłam czas. Niespodzianka im się udała.

No i zaczęłam kolejny rok...co się wydarzy- zobaczymy. :)

wtorek, 27 września 2016

Zgubiłam się.

Zgubiłam się w tym wszystkim.
Nie umiem się odnaleźć.
Za dużo się dzieje na raz.
Zajęcia mnie pochłaniają, a i tak mam wyrzuty sumienia, że mogłabym więcej, że za mało robię, że przecież można lepiej, fajniej itp.
Wyrzuty sumienia co do W. mnie zjadają, bo siedzi sama 3h i mało co możemy zaplanować wspólnie.
Wkurzam się na siebie, że jak przyjeżdża Młody, to potrzebuję dużo czasu na przyzwyczajenie się do sytuacji. Złoszczą mnie drobnostki- ale mocno gryzę się w język, bo wiem, że włącza się u mnie czepialstwo. Po chwili mi przechodzi i jest po problemie. Lubimy się i fajnie spędzamy czas.
Z Latającym...burza w mózgu. Ale wynik przeważnie pozytywny.
Jesień przyszła, więc wzięło mnie na jakieś dziwne podsumowania, przemyślenia, rozmyślania.
Takie zderzenie z rzeczywistością moich zysków i strat towarzystkich.
Ale tak to jest- nie z każdym ma się po drodze.
Robi się nostalgicznie.

czwartek, 15 września 2016

10 dni.

Dobiega końca właśnie pierwsza dłuższa rozłąka odkąd mieszkamy z Latającym razem.
Wyleciał i dopiero w sobotę go odbiorę.
Tęsknię.
To chyba dobrze, co?;)
On tęskni.
Głupoty nam po głowach chodzą, śmiejemy się i wymyślamy pierdoły jak gadamy przez telefon.
Wiedziałam na co się piszę.
Wiedziałam co mnie czeka.
Nie marudzę- poznaję nowe sytuacje.
Będzie dobrze i tego się trzymam.
Nie ma innej możliwości.

piątek, 2 września 2016

Pierwszy miesiąc!

Pierwszy miesiąc to niezły hardcore.
Dużo wzlotów i upadków, wkurzenia, uśmiechu i śmiechu w głos.
Dużo nowości- poznajemy siebie, poznajemy nową sytuację i uczymy się wspólnego życia.
Lubię to wspólne mieszkanie, oboje jesteśmy pozytywnie nastawieni.
Lubię wspólne poranki i wspólne wieczory.
Lubie wspólne rozmowy, ale i kłótnie, gdy mamy inne zdanie i każde z nas próbuje udowodnić, że mówił co innego, niż powiedział. ;)
Nie ma lekko- są spory, są żale itp.
Do tego jest Młody, który jest dla mnie kolejną nowością.
Nie ma go na codzień ze mną, ani z Latającym, więc gdy już się pojawia- jest inaczej.
Na szczęście polubiliśmy się.
Jest fajnym chłopakiem i mam nadzieję, że nasze relacje będą coraz lepsze. (już mi sekrety opowiada, więc jest nieźle)
Pierwszy miesiąc to był urlop- mało nas było w domu.
Teraz zaczęło się prawdziwe życie, więc pożyjemy- zobaczymy.
Albo będzie cud, miód i orzeszki, albo się rozpieprzy wszystko.
Czas to jedyne czego nam czasem brakuje.
Latający wrócił do pracy, ja też już tyram w pocie czoła, więc kolejny update za jakiś czas. ;)

niedziela, 24 lipca 2016

Coraz bliżej.

Coraz bliżej do wielkiej przeprowadzki.
Coraz większy stres, bo dużo zmian przede mną.
Nowy etap w moim życiu.
Wyprowadzka na neutralny grunt, rozpoczęcie życia z Latającym pod jednym dachem, Młody przyjeżdżający do nas raz na jakiś czas.
Boję się.
Cieszę się.
Lęk przeplata się z radością.
Ekscytacja rośnie, ale i strach ma coraz większe oczy.

Wszystko będzie dobrze! Musi być i nie ma innej opcji!

wtorek, 12 lipca 2016

Daje w kość.

Rozłąka- kilometry i czas, długi czas dają w kość.
Cieszymy się tym co nas czeka, ale gdzieś tam jest strach przed nieznanym.
Początek będzie ciężki.
Dużo się będzie działo.
Dla mnie to też dużo nowości.

Damy radę- musimy, bo będzie warto, będzie dobrze, fajnie i miło.

Jedno słowo potrafi wywołać burzę myśli w głowie.
Głupota.
Moja interpretacja wypowiedzianych słów.
A może dobrze zauważóny sygnał? Tylko na co ten sygnał?

Ehhhh...
Dwie niezależne osoby, ceniące swoje życie postanowiły razem zamieszkać i im bliżej, tym większy bigos w głowie.
Przynajmniej w mojej.
W jego pewnie też.

Nie mogę się nakręcać.

niedziela, 3 lipca 2016

20 metrów.

Nawet nie sądziłam, że w 20 metrach może zmieścić się tyyyyyyyyle rzeczy.
Pakowaniom nie było końca, więc aż strach pomyśleć co to będzie jak z trzy razy większego mieszkania będziemy się wyprowadzać. :P
9 lat dobiegło końca, opuściłam mój "apartament", zakończyłam etap w życiu i czekam na kolejny.
Aby mogło zacząć się coś nowego- coś musi się zakończyć.
Czekam na lepsze, nowe, nieznane i ciekawe.

Ostatnio uświadomiłam sobie, że ważne rzeczy w moim życiu dzieją się po 9 latach.
Po takim czasie zmieniłam pracę, teraz się przeprowadzam. Ciekawe co będzie za kolejne 9 lat.

Radość mnie rozwala, już przebieram nogami i odliczam dni.

Będzie genialnie i nie ulega to wątpliwościom.


niedziela, 26 czerwca 2016

Ta ostatnia niedziela...

Ostatnia niedziela mojego mieszkania tu.
Łezka w oku się kręci.
Pełne szaleństwo trwa nadal i pewnie dopiero w sierpniu się skończy.
W lipcu będę mieszkała w 3 miejscach, a dopiero potem przeprowadzam się w miejsce docelowe, więc będzie lekki hardcore, ale dam radę.
Już nie mogę się doczekać jak przywiozę Latającego do domu, jak będziemy urządzać się, tworzyć swój kawałek podłogi.
Co prawda będziemy wynajmować, ale razem- i to się liczy.
Sajgon na maksa- bajzel, burdel i pierdolnik to mało powiedziane.
Myślę tylko o to, żeby wszystko spakować, niczego nie zapomnieć.

W środę obrona- taka zdolna jestem, że jutro teczka do oddania, a ja wszystko w pracy zostawiłam lub spakowałam i nie mam nic.
Tylko ja tak potrafię.

Boję się nieznanego, ale jestem dobrej myśli.
Będzie dobrze.
Rozpoczynam nowy etap w życiu!

Będzie i nie ma innej opcji, żeby nie było dobrze.

To będzie dobry czas!

piątek, 3 czerwca 2016

Kto by pomyślał?

Kto by pomyślał, że tak to wszystko będzie wyglądało?
Ja nadal jestem w szoku i pod wielkim wrażeniem, a to dopiero początek zmian.
Słowo się rzekło chyba w lutym i wydawało się, że to tak jeszcze dużo czasu, a tu proszę- pokój już wyremontowany, jeszcze kosmetyczne poprawki, sprzątanie i zrobienie zdjęć.
Wrzucę do internetu i będę czekać na chętnych, którzy będą chcieli wynająć moje mieszkanko.
Na pewno będę opuszczać je z wielkim sentymentem.
Nawet teraz, gdy pakowałam książki to łezka się w oku kręciła.
1/3 mojego życia spędziłam w tym moim mini "aparatamencie", zwanym przez mojego dziadka - komórką.
Czas iść wreszcie do przodu.
Samej mi byłoby nadal tam dobrze, ale teraz już nie będę sama, więc czas na zmiany.
Pozytywne.
Cieszę się jak dziecko.
Doczekać się nie mogę.
Oby tylko szybko lokatorów znaleźć i będzie super.

Lubię to co teraz się dzieje wkoło mnie.
Podoba mi się i sprawia radość.


poniedziałek, 23 maja 2016

Detoks.

Czas na detoks.
Jestem permanentnie przemęczona, ciągle bym spała, chodzę pół przytomna.
Przytyłam, ale nie mam siły nawet biegać.
Od jutra- zmiana!
Nie wiem od czego zacząć, ale zacznę małymi kroczkami- odstawię słodycze!

niedziela, 15 maja 2016

Dzielna.

"Dasz radę Ty to dzielna jesteś"
Wszyscy na mnie patrzą przez pryzmat tego, że jestem dzielna, że daję radę, że zawsze radzę sobie w każdej sytuacji, że nic mnie nie zwala z nóg, że nie poddaje się, że jestem nadczłowiekiem.
Czasem mam wrażenie, że nie mam prawa pozwolić sobie na słabości.
Ludzie oataczający mnie nie dopuszczają do siebie (a przez to i do mnie) możliwości, że ja mogę mieć gorszy dzień, mogę nie poradzić sobie z czymś, że po prostu usiądę, załamię ręce i będę ryczała.
Zdaje sobie sprawę, że czasem moje smutki są bez sensu, że szukam dziury w całym, ale ja nawet jak to robię, to wszyscy zaraz sprowadzają mnie na ziemię, że przecież JA się nie poddaję, że przecież JA nie płaczę, że przecież JA sobie ze wszystkim poradzę.
A ja czasem nie chce sobie radzić.
Czasem chcę marudzić.
Czasem chcę czuć się słabo i nieporadnie.

A może nie chcę?

Sama już nie wiem.

Ale wiem jedno- bycie twardzielem od wielu lat jest dużą odpowiedzialnością.

Jak okażę słabość przypadkiem lub przejaw jakiś emocji, gdy pokażę, że mam "ludzkie" oblicze- ludzie się dziwią, nie wierzą mi. I to jest chyba najsmutniejsze, że nikt mi nie wierzy, że mimo skorupy na zewnątrz- w środku jestem miękka i "do przytulania".

Staram się miłym słowem pokazać, że nie jestem oschła, że nieokazywanie uczucić to nie okaznaka obojętności czy olewania. Przeważnie spotykam się z ogromnym zdziwieniem i niedowierzaniem, że to właśnie prawda, nie żart, nie poza, ale najprawdziwsza prawda.

Długo się mnie poznaje dobrze.
Długo się mnie "otwiera".
A nawet jak to się uda- mało kto wierzy w to, co zobaczy.

czwartek, 12 maja 2016

Czy to przyjaźń...czy to już kochanie?

To kochanie jeszcze nie jest, ale przyzywczajenie jak najbardziej.
Angażuję się coraz bardziej.
Każdą wspólną chwilę chłonę z wielką przyjemnością.
Rozstania z Latającym są coraz bardziej bolesne- mało czasu mamy dla siebie.
Czas przyspieszył niesamowicie.
Planów w głowie milion.
Dużo rozmów.
Dużo ustaleń.

Jest dobrze.
Nawet bardzo dobrze.

Wreszcie.

I oby tak zostało.

wtorek, 3 maja 2016

Cmentarz.

Jestem dziwakiem- lubię chodzić na cmentarz.

Dziś byłam u najbliższych po radę, po siłę, po pozytywną energię.
Patrzyłam na zdjęcia i czerpałam siłę.
Dostałam ją.
Wiem, że są, patrzą i pilnują nas. Cała trójka. A może i więcej. Ale Oni trzej na pewno.
Chodzę tam od 26 lat i za każdym razem patrzę na groby innych ludzi, czytam imiona, nazwiska, przechadzam się uliczkami i rozmyślam, komentuję.
Wiosna na cmentarzu jest piękna.
Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale podobało mi się. Było pięknie i zielono.

Zrobiłyśmy spacer, który przeważnie pokonujemy tylko we Wszystkich Świętych, ale warto było. Wychodziłam z cmentarza z innym nastawieniem.
Spokojem w sercu i pozytywną energią.

Niesamowita atmosfera, która sprawia, że zawsze wychodzę uśmiechnięta. Nie ma tych ludzi przy mnie, ale czuwają nade mną, są w moim sercu.

Często zastanawiam się jakby było, gdyby żyli. Ale nie dowiem się. Nie ma ich i tak musi być.
Tak miało być.

Mieli patrzeć na mnie i Siostrunię z góry i czuwać nad nami.
Nasi Aniele Stróże.

niedziela, 1 maja 2016

Majówka.

Zaległości do nadrobienia.
Mnóstwo rzeczy do zrobienia.
Lenistwo.
Nic się nie chce.
Brakuje mi tu Latającego.
Jakaś sentymentalna się robię czasami.
Nie lubię okazywać słabości, więc chowam sentymenty do kieszeni i biorę się za robotę.

niedziela, 24 kwietnia 2016

3 dni.

Był strach przed podróżą- pierwszy raz miałam prowadzić auto tak daleko.
Była ekscytacja przed nieznanym- pierwszy raz jechałyśmy na forum pedagogiczne.
Było dużo oczekiwań- po pierwszym dniu uczucia były mieszane, ale kolejne dwa to była petarda.
Było motywująco- wspaniali wykładowcy, energia, moc.
Było nas dużo- 378 babeczek i 2 panów w jednej sali.
Było głośno- dużo śpiewałyśmy, rozmawiałyśmy, poznawałyśmy się.
Czerpałyśmy każdym kawałkiem ciała, chłonęłyśmy ile się dało, ładowałyśmy akumulatory!
Głowy pełne pomysłów, chęci do działania na nowo, wspaniale.
Połknęłyśmy bakcyla- już czekamy na kolejny rok!

Mnóstwo wykładów, jeszcze więcej warsztatów, wszystko wspaniałe.

Każda znajomość na wagę złota, każda opinia, każda rozmowa.

Naładowana pozytywną energią, z głową pełną pomysłów wracam jutro do pracy po 3 dniach nieobecności i tęsknoty za małymi robalami. :)

sobota, 16 kwietnia 2016

Już kwiecień.

Już kilka razy zbieram się coś napisać. Zaczynałam, zapisywałam, kasowałam i jakoś odpuszczałam.
Nie wiem czemu tak się działo, ale nie mogłam nic konkretnego skeić.

Z Latającym jest dobrze. Planujemy, rozmawiamy, spacerujemy- ostatnio byliśmy na 23 (!!!)km spacerze, witamy się i żegnamy, bo On ciągle lata, a teraz to zaczął się hardcore- prawie w ogóle go nie będzie, aż do sierpnia.
Uświadomiłam sobie ostatnio, że nic nie dzieje się przypadkiem i bez przyczyny. Zawsze mi zarzucano, że jestem zbyt samodzielna, zbyt niezależna, że mężczyźni tego nie lubią i dlatego nie mogłam ułożyć sobie życia. A guzik prawda. Właśnie teraz spotkałam faceta, przy którym te cechy są idealne- nie jestem bluszczem, który oplata i sama nie lubię być oplatana. Nie płaczę, że nie ma go codziennie ze mną, nie wyrywam włosów z głowy gdy wyjeżdża, ale cieszę się, że spełnia się zawodowo, że robi to co lubi. Nie mówię, że nie tęsknię, bo bym skłamała. On też tęskni. Ale to wszystko jest takie normalne, zdrowe, takie jak nigdy wcześniej nie było. Jest inaczej, ale dobrze.
Ja też spełniam się zawodowo- za kilka dni jadę do Wieliczki na konferencję i szkolenia i jestem pełna nadzieji i oczekiwań na bardzo owocnie spędzony czas.

Znowu dopadła mnie choroba. Znowu zaatakowała angina- oszaleć można.
Siedzę zamknięta w domu i cholera mnie strzela.
Wiem, że powinnam jeszcze jutro przesiedzieć i najlepiej jeszcze ze dwa dni, ale nie mogę- przez wyjazd nie mam na to czasu. Tylko mam nadzieję, że to nie obróci się przeciwko mnie.

Coraz cieplej za oknem, a choroba odbiera wszystkie chęci do życia.
Ale nie dam się, bo jak nie ja to kto. ;)

sobota, 19 marca 2016

Zosia Samosia.

Mam skomplikowany charakter.
Sprawiam mylne wrażenie. Dopiero po dłuższym czasie człowiek mnie poznaje.
Niby wesoła- ale skryta. Niby szalona- ale zachowawcza. Niby otwara- ale zamknięta.
Takich "niby" jest sporo- ale taki mój urok. ;)
Moim największym "problemem" jest bycie Zosią Samosią. Życie nauczyło mnie bycia samodzielną, Bycia odpowiedzialną za swoje czyny, a przede wszystkim tego, że mogę polegać tylko na sobie.
Nigdy nie mogłam polegać na żadnym z moich byłych i zawsze wyznawałam zasadę "umiesz liczyć- licz na siebie", bo jak nie ja to kto mi pomoże?
Teraz jest Latający, ale ja nadal nie umiem poprosić o pomoc, nie umiem powiedzieć o problemach większych, niż "złamany paznokieć", bo od razu rodzi się tysiąc myśli na zasadzie- po co będę mu tyłek zawracać, co go to obchodzi, po co się prosić- lepiej samej to załatwić.
Wkurzam się sama na siebie, że nie umiem tego zmienić. Walczę. Uczę się. Przypominam sobie co chwilę, że jest teraz ktoś koło mnie. Próbuję wbić sobie do swojego siwego rozumku, że przełamanie się to nic złego. Ale znowu pojawia się kolejne "ale". Jestem pierdolnięta. Przecież byłoby łatwiej, milej, przyjemniej.
Cóż....trzeba czasu. Trzeba zaufania. Trzeba poczucia bezpieczeństwa i pewności.
Wszystko w swoim czasie.
Nie ma lekko.
Nie ma łatwo.
Nikt nie mówił, że tak będzie.
A jego wyjazdy nie ułatwiają tego.
Rozmowy nie zastępują spotkań.
Ale wiedziałam od początku na co się piszę.
Przy moim charakterze na pewno to dobre rozwiązanie, ale niestety pewne rzeczy rozciągają się w czasie- tak jak kwestia otworzenia się.
Na pewno potrwa to jeszcze.

środa, 24 lutego 2016

Sama ze sobą.

Siedzę od tygodnia sama ze sobą i bardzo dobrze mi z tym...ALE...
Cholera mnie strzela jak dopadają mnie głupie myśli.
Za dużo analizuję, bez sensu rozdrapuje, bez sensu rozkładam na czynniki pierwsze.
Oczywiście po chwili wszystko wraca do normy, sama siebie strofuję i przywołuję do porządku, ale to jest totalnie bez sensu.
Zadręczam się. Szukam dziury w całym. W takich chwilach brakuje mi wiary w siebie i w to, że jest dobrze.

Muszę się uspokoić, otrząsnąć, wrócić na właściwe tory.

czwartek, 18 lutego 2016

Poległam.

Angina mnie pokonała.
Wczoraj poszłam na kolejną wizytę, ponieważ nadal nic się nie zmieniało w moim stanie zdrowia i dowiedziałam się, że mam tak opuchnięte migdałki, że "dziwne, że oddycham".
Dostałam skierowanie do szpitala- pojechałam od razu.
Lekarz mnie zbadał, została pobrana krew- 2h oczekiwania na wyniki.
Wyszłam na chwilę.
Wracam- lekarz prowadzi mnie do pokoju, w którym mam czekać na wyniki, "żeby inni na mnie nie kasłali i zarazków nie wysyłali". Siedzę. Czekam.
Przychodzi druga Pani doktor (tamten lekarz skończył dużyr), bada mnie, zabiera do pokoju lekarskiego i dostaję diagnozę, ale i skierowanie do drugiego szpitala.
Bach...
Poszłam do przychodni, a zaraz zaliczę 2 szpital- genialnie.
Drugi szpital- rejestracja, tłum ludzi w poczekalni- kocham naszą służę zdrowia.
Przyjeżdża Siostrunia. W międzyczasie wiszę na telefonie z Latającym, żeby zabić czas.
Po 2h wchodzę do gabinetu.
Oziębła laska w moim wieku wskazuje fotel, na którym mam usiąść. Pyta co mi dolega- mimo, że minutę temu przeczytała Kartę Pacjenta. Grzecznie tłumaczę. Pani Dr stwierdza, że rozpoznanie jest błędne, ale jak musi, to nakłuje obrzęk w gadle.
Wyciąga wielką iglę (chyba z 30cm miała), mi mięknną kolana i wszystko. Znieczulają mi gardło, ale to guzik daje. Boli.
Okazuje się, że jest ropa. Musi naciąć.
Nacina, a ja umieram z bólu. Łzy leją się litrami, ja drę się jak zarzynane zwierzę, ból osiąga zenit.
Po wszystkim. A ja się trzęsę, ból okropny, idę płukać gardło. Wracam.
Zalecenia- następnego dnia kolejny szpital, w piątek kolejny.
Tona leków.
Zwolnienie.
Dziś wizyta w koljnym szpitalu.
Panie milsze, bardziej uśmiechnięte. Ból tak samo okropny, ale w milszym towarzystwie bardziej do zniesienia.
Tupałam, aż dziwne, że nie wytupałam dziury.
Informacja- brak ropy!
Nie muszę jechać do kolejnego szpitala. Bosko.
Teraz tylko wygrzewanie, faszerowanie się lekami i zabijanie nudy.
Oby nigdy to już nie wróciło.
Nie życzę tego nikomu, bo ból był nie do zniesienia.

piątek, 12 lutego 2016

Zwaliło mnie z nóg.

Dopadło i mnie- temperatutra 40 stopni, mega ból gardła, brak możliwości przełykania ślny- istny dramat.
Od dwóch dni na antybiotyku, a tylko gorączką zniknęła.
Czekam na odzyskanie głosu i możliwości przełykania.
Mam dość tej choroby.

środa, 20 stycznia 2016

Cieszę się.

Śmieje się, cieszę, uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
Nie popadam w paranoje, nie świruje, nie gapię się w telefon jak pierdolnięta.
Nie czekam na smsa "na dzień dobry" czy na "dobranoc". Nie wydzwaniam co 5 minut, bo nie muszę.
Czuję się na luzie.Czuję się dobrze i swobodnie.
Odważyłam się wyjechać z Nim na 3 dni i był to rewelacyjny czas.
Czuję, że jest inaczej, niż było wcześniej, ale wreszcie jestem sobą.

Wreszcie poznałam FACETA, a nie chłopca.

Jaram się! Kurna, jaram się jak nastolatka!

Dystans i rezerwa są, ale mimo wszystko się jaram.

Chwilo trwaj!

niedziela, 3 stycznia 2016

Taki czas.

Każdy podsumowuje, snuje plany na przyszłość, wymyśla postanowienia na Nowy Rok.
A ja- myślę, że miałam bardzo udany 2015 rok, nie będę go podsumowywać, bo po prostu byłam szczęśliwa, ale nie odhaczałam kolejnych punktów z listy postanowień, ani celów.

A kolejny rok, który właśnie się zaczął- ma być cudny, wspaniały, pozytywny. Po prostu dobry. Po prostu mój. Po prostu szczęśliwy.

Życzę Wam i sobie, żeby to był dobry rok. Wspaniały i cudowny.

Taki na pewno będzie.