piątek, 28 września 2012

Rodzina...ach rodzina...

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. To przysłowie zna każdy z nas i często się je stosuje. Najlepiej stanąć na brzegu zdjęcia, aby łatwo można było się odciąć.

Wracając do domu, zaglądając do skrzynki w poszukiwaniu rachunków znalazłam list skierowany do mnie i od razu wiedziałam kto był nadawcą- właśnie członek mojej rodziny. Osoba dość bliska- patrząc po koligacjach, ale zarazem bardzo daleka- patrząc na kontakty i okoliczności.
Szczerze mówiąc niechętnie otwierałam list, pełna obaw, a zarazem ciekawa "nowości", które przeczytam.
O dziwo zaskoczył mnie dość pozytywnie, ponieważ nie było w nim złorzeczenia, złości, nienawiści i klątw. Ale wywołał we mnie wiele dziwnych, mieszanych i zarazem sprzecznych uczuć, bo nie wiem co mam zrobić, ale zanim zrobię cokolwiek- skonsultuję to z drugą wymienioną osobą w liście- moją siostrą.

Sytuacja jest dość specyficzna, zakręcona i trudna, ale jedno jest pewne- trzeba będzie wreszcie coś z tym zrobić. Z jednej strony górę bierze złość, wszystkie wydarzenia z przeszłości, zadry wsadzone z premedytacją przez "bohatera"i nie dające spokoju. Ale jest też druga strona medalu- bliski człowiek, który ma tylko nas (siostrę i mnie). Nie wiem co będzie, ale pewne jest jedno- nie prędko da mi to spokój.


niedziela, 23 września 2012

"Jesteś Bogiem"

Leniwa sobota skierowała moje kroki do kina. W miłym towarzystwie postanowiliśmy iść na film "Jesteś Bogiem". Film zafundował mi powrót do przeszłości, przypomniał młodzieńcze lata, gdy Kaliber 44 i Paktofonika brzęczały z mojego pokoju cały czas. Uwielbiałam, byłam zauroczona, zafascynowana, a słowa nuciłam non stop i w głowie mam je do dziś.

Film okazał się totalną rewelacją, przedstawił prawdę, tamtejsze realia, opowiedział historię, kawałek życia 3 chłopaków spełniających marzenia. Wzruszył mnie i doprowadził, że w oczach stanęły mi "świeczki". Zainteresował hip hopem Łysego, który zbyt dużo na ten temat nie wiedział, a mnie utwierdził w przekonaniu, że sami jesteśmy kowalami swoimi losu.

Byłam zafascynowana książką "Paktofonika", pochłonęłam ją praktycznie za pierwszym podejściem i z niecierpliwością czekałam na film, który nie zawiódł mnie w ogóle. Polecać będę każdemu, nawet osobom, które nie słuchają tego typu muzyki, bo pokazują wiele ważnych rzeczy poza talentem, pokazuje co w życiu jest ważne i jak należy walczyć o siebie i swoje marzenia.

I tak zupełnie na marginesie- nie jestem wielką fanką polskich filmów, ale ten mnie bardzo zaskoczył, oczywiście pozytywnie.

sobota, 22 września 2012

Szelest

Czuć jesień, widać ją i słychać. Na wysokim piętrze, przy otwartym oknie, popijając kawę, słysząc szelest liści zastanawiam się nad tym co nas czeka. Czy jeszcze wróci ładne słońce? Czy będzie piękna, złota jesień? A może już czas wyciągnąć ciepłe swetry, płaszcz i chować się przed chłodem poranka.

Liście zaścieliły chodniki, namalowały tysiące odcieni czerwieni, pomarańczy, brązu i żółtego, drzewa zrzuciły kasztany i żołędzie i czekają, aż zmienią się w kasztanowe ludki.

Wieje chłodem od pogody co rano, aby w ciągu dnia uśmiechnąć się jeszcze ostatnimi promykami ciepła.

Zaczyna się sezon na świeczki wieczorami, ciepły kocyk i pyszną herbatę w kubku. :)

piątek, 21 września 2012

Oldschool

Jadąc do pracy, siedząc w tramwaju stałam się obiektem żartów dziewcząt młodszych ode mnie o około 10 lat. Dokładnym obiektem żartów były moje trampki, które są "świecące", turkusowe, błyszczące i odbiegają całkowicie od "poważnego" i eleganckiego stylu. Takim to sposobem dwie małolaty miały temat do zabawy i radości, butom zostało zrobione zdjęcie, okrzyknięte zostały "Smoooooooooooczymi" po czym Niewiasty wyskoczyły z tramwaju w świetnych nastrojach. Ja pojechałam dalej rozmyślając nad przedmiotem zadowolenia obu dziewcząt, ponieważ nie wiem czy bawiły je same trampki, czy fakt, że miała je na nogach jak dla nich "stara" baba, czy może połączenie obu tych czynników.
Zagadka pozostanie nieodgadniona, a ja uwielbiam jeszcze bardziej swoje "świecące" trampki i jakoś mocno nie przejmuję się faktem, że czasem ubieram się nieadekwatnie do wieku. :)



środa, 19 września 2012

Korporacja

Pracuję w korporacji i wcale mi się to nie podoba i nie jest szczytem moich marzeń, ale daje pieniądze, ubezpieczenie i dzięki tej pracy poznałam kilka fajnych osób.
Ale najbardziej wkurza mnie to, że jestem tam tylko cyferką, kolorem zielonym lub czerwonym, procentem. Nie jestem osobą, nie posiadam imienia, nazwiska, osobowości, planów, celów. Liczy się tylko to, czy zmieściłam się w targecie, czy osiągnęłam wyniki, czy wyrobiłam się na czas, czy wszyscy są zadowoleni.
Z powodu tego co dzieje się na rynku pracy cieszę się, że mam pracę, że zarabiam na rachunki i troszkę przyjemność, ale krew mnie zalewa jak dzięki nam (wszystkim pracownikom) moi szefowie dostają mega premie, bo staliśmy się najlepszą firmą w Europie, uśmiechają się, gratulują, piszą maile na rekord, żeby powiedzieć jacy jesteśmy wspaniali, chodzą między nami ściskając nam dłonie i mówią, że dziękują, gratulują itp. A co robią kilka dni potem...zwalniają ludzi. Zwalniają tych, którzy zapracowali na ich sukces, tych dzięki, którym dostali kupę kasy, gratulacji i profitów, tych, którzy starali się być najlepsi.

Przygniata mnie, a zarazem utwierdza w przekonaniu, że nie chcę swojej przyszłości związać z korporacją, że chcę być człowiekiem, chcę być tą konkretną osobą, a nie kolorem.

Człowiek staje na głowie, a Oni piszą maila, zapraszają na rozmowę i wręczają wypowiedzenie. Tak dziś została potraktowana bliska mi osoba, ale to upewniło mnie, że nic nie jest pewne, że wszystko potrafi zmienić się z minuty na minutę, że nie można być niczego pewnym.

Czuję niesmak do firmy, w której pracuję, ale muszę wstać jutro, pomaszerować z uśmiechem na twarzy, zasiąść do biurka i wypełniać swoje obowiązki, bo dzięki temu mam na chleb.

Złość, a zarazem totalna niemoc i bezradność. Nie lubię tak.

wtorek, 18 września 2012

Niespodzianki, miłe rzeczy

Uwielbiam miłe niespodzianki, miłe gesty w moim kierunku skierowane, uśmiechy z rana, przytulenie wieczorem. Cieszę się z dupereli, drobiazgów i w moich oczach rośnie to do rangi wielkich czynów. Czasem jak ktoś mnie wyręczy ze zwyklych czynności, które zawsze leżały w mojej gestii już jestem szcześliwa, zadowolona i uradowana. Gdy otrzymam uśmiech, buziaka, przytulenie, daje mi to wiele radości i od razu jest mi milej. Napełniam się radością, jak balonik powietrzem.
Ale i ja lubię sprawiać radość drobiazgami, widzieć radość w oczach obdarowanych, aranżować niespodzianki i doprowadzać do uśmiechu osoby, w których kierunku zwracam się z prezentem. Mała rzecz a cieszy. Drobnostka a wielki czyn. Pierdółka dana od serca a przegania najczarniejsze chmury.

Najfajnieszje w tym wszystkim jest to, że miłe słowo, przyjemny gest, trochę chęci i pozytywnej energii nic nie kosztuja, a potrafią zdziałać cuda.

sobota, 15 września 2012

Kawa

Dziś będzie mało "filozoficznie". ;) Zwyczajnie, o kawie, która dla mnie jest napojem Bogów.
Bez Niej nie zaczynam dnia, bez Niej brakuje mi czegoś, gdy zdarzy mi się Jej nie wypić czuję niedosyt, bez Niej nie lubię jeść śniadania.
Piszę o Niej z dużej litery, ponieważ jest mi bliska, ponieważ jest częścią mojego życia, ponieważ jest jak członek mojej rodziny. ;D
Lubię Ją pić, delektować się smakiem, patrzeć jak jej ubywa. Mam swoje ulubione dwa kubki i tylko w nich piję kawę, tylko w nich smakuje najlepiej, tylko one stają mi przed oczami jak myślę o kawie. :)

Dziś dzień już rozpoczęłam kawą, nie służy mi Ona do rozbudzenia się, ale do miłego rozpoczęcia dnia. :)

A oto i moje ulubione kubki:

piątek, 14 września 2012

Puzzle

Ostatnio zostałam obdarowana puzzlami. Ucieszyłam się, choć do najłatwiejszych czynności  ułożenie ich nie będzie należało- 1500 elementów, obrazek bardzo piękny, lecz wiele części w jednej kolorystyce- będę musiała poświęcić czas i skupić się porządnie, aby złożyć z tego całość.
I właśnie takie niby nic doprowadziło mnie do rozmyślań na temat życia, mojego życia. Ogólnie mam ostatnio bardzo nostalgiczny nastrój, dużo się dzieje za razem pozytywnych, jak i smętnych rzeczy. Każdy człowiek, którego spotkałam na swojej drodze jest swego rodzaju puzzlem, zajął miejsce w układance mojego życia, dołożył się do tworzenia całości, obrazka przedstawiającego to, co już było. Wszystkie emocje tworzą tło mojej układanki, ale nie jest to jednej obrazek, tylko w jednym wielkim pudełku znajduje się ich wiele. Są to pogodne, wesołe, kolorowe zdjęcia, są też takie owiane ciemnymi kolorami, smutkiem, są również i takie, które chciałabym wyrzucić. Niestety- nie da się ich pozbyć na zawsze, ale skutecznie można schować je gdzieś głęboko, nie wracać do nich, nie odświeżać.
Puzzle leżą na półce i czekają, aż znajdę czas, aby sięgnąć po nie, rozpakować i ułożyć, ale te życiowe wcale nie czekają, aż sięgnę po nie, tylko samoistnie, co dnia układają się w moim życiu. Cały obraz swojego życia będę mogła ułożyć dopiero na łożu śmierci, może wtedy dopiero spojrzę łaskawym okiem na schowane elementy, zapomniane obrazki i nie lubiane puzzle.
Ale jedno jest pewne- układając 1500 elementów będę miała dużo czasu do przemyśleń, które z moich przeżyć zmieściłoby się w tym tysiącu, których ludzi umieściłabym w tej puli, ponieważ będę na ten obrazek patrzyła codziennie i będę musiała dopilnować, aby nic się nie zawieruszyło, z resztą tak jak w życiu- nic co mnie dotyczy nie powinno mi się zgubić, a osoby, które są dla mnie ważne nie powinny się zawieruszyć, bo mogą to zrobić na zawsze (a tego bym nie chciała).

Po raz kolejny życzę sobie wytrwałości i ułożenia wszystkiego bez poddawania się.

poniedziałek, 10 września 2012

Zwątpienie

Czasem napada mnie zwątpienie czy to co robię i to co od siebie daje ma w ogóle sens.

Dziś dużo myślałam o uczuciach, o tym jak wygląda moje życie, jakie relacje mam z ludźmi mnie otaczającymi, ze współpracownikami, znajomymi bliski i doszłam do wniosku, że czasem nie wiem czy to co robię mam sens.
Staram się, staję na głowie, prawie na rzęsach, myślę, kombinuje, obmyślam, wymyślam i czasem nic z tego nie mam. Zamiast przestać ja dalej walczę, dalej idę do przodu, nie oglądam się, wierzę w to, że robię dobrze, że postępuję słusznie i osiągam spokój, osiągam to do czego dążyłam, ale czy na zawsze? Niestety okazuje się, że nie. I znowu zaczynam swój maraton, gonię króliczka, biegnę do przodu zapominając czasem po drodze o co tak naprawdę chodzi. Wtedy staję, rozglądam się w koło siebie, biorę parę wdechów, postanawiam zachować dystans, odizolować się trochę i wyluzować i co robię...znowu to, co miałam sobie odpuścić, olać, zaprzestać. I wtedy znowu przychodzi zwątpienie czy to co robię ma sens. Nie umiem odpowiedzieć sobie dziś na to pytanie, bo jak widzę efekt, to tak- wierzę, że ma sens, ale jak czasem jest inaczej to myśli kłębią się w głowie i nastaje wielka burza wewnątrz mnie. Z jednej strony staję się silna, rozsądna, mądra, a z drugiej bezsilna, zagubiona i stojąca na rozstaju dróg. Ehhhhh...człowiekowi wydaje się, że przeżył już wiele, że nic nas nie zaskoczy, a jednak każdy dzień jest niespodzianką.

P.S.
Czy ktoś może mi powiedzieć jak zmienia się czas tutaj, bo strasznie dziwna godzina mi się wyświetla.

niedziela, 9 września 2012

Pierwszy post...

Dziś mój pierwszy post i ciekawe czy nie ostatni. Miałam już kilka podejść do prowadzenia bloga, stworzyłam nawet ze dwa (adresów już nawet nie pamiętam), ale mój słomiany zapał dawał się mocno we znaki.
Wieczorem czytając ulubione blogi stwierdziłam, że sprawdzę, czy coś się zmieniło w moim życiu, w moim podejściu do życia i czy słomiany zapał poszedł w niepamięć- jak będzie, czas pokaże. Teraz zaczynam swój wirtualny pamiętnik, dzielenie się z przestrzenią wirtualną radościami, smutkami, wariacjami.

Nawiązując do wariacji...na półce na przeciwko mnie stoi ramka, którą dostałam w prezencie świątecznym od przyjaciółki i dlatego, że nie mamy wspólnego zdjęcia (znamy się od małego) jest włożona kartka, na której są życzenia, takie od Niej, osobiste przemyślenia na temat mojego życia i jej obserwacje na dotyczącej mojej osoby. :) Życzyła mi przede wszystkim: "Aby ten 2012 był troszkę spokojniejszy (choć znając Ciebie, to raczej nie jest możliwe)." Strasznie się obie śmiałyśmy z tego zdania, obiecałam jej, że będzie spokojnie, że nic przecież się nie wydarzy (bo co niby miałoby się wydarzyć), że za rok będziemy składać sobie życzenia i stwierdzimy, że nudą wiało, że nic się nie działo i ogólnie rok nad wyraz spokojny...Nie ma jeszcze końca roku, ale śmiało stwierdzam, że nudno nie jest, cały czas coś się dzieje, czasem emocje sięgają zenitu (to z radości, to ze smutku, to czasem z bezradności), czasem nie mam czasu usiąść, pomyśleć, a czasem tego czasu mam, aż za dużo i myślę "za dużo". Mimo, że czasem chciałabym mieć spokojne życie, płynące powoli, ustabilizowane, to lubię to co mam, lubię siebie, lubię otaczających mnie ludzi i cieszę się, że jednak nie jest nudno.