Biegnę przed siebie jak chomik w kołowrotku.
Zmiany, które zaszły prywatnie i służbowo zaakceptowałam i uważam, że wyszło mi na dobre.
Czas pokaże jak się wszystko poukłada, ale powrotu już nie chce.
Było- skończyło się. Nie chce być w tym związku i czuję ulgę, że się skończył.
Nie rozumiem jak przez rok można kogoś nie akceptować, udawać akceptację, udawać, że wszystko jest dobrze.
To musi być strasznie smutny człowiek.
Bycie zbyt spokojnym nie jest dla mnie, to nie moja bajka. Ja ciągle gadam, wymyślam głupoty, potrzebuję spokoju czasem, ale nie ciągle. Nie chce ciągle zastanawiać się czy to co mówię jest odpowiednie i powiedziane odpowiednim tonem. Dobrze, że tak się stało.
Dziś nasze ostatnie spotkanie- wykonam to co obiecałam i tyle.
Szkoła daje się we znaki. Nie mam już siły, jestem zniechęcona i mam dość. Jak myślę o końcowym egzaminie to płakać mi się chce.
Jestem zła, bo zaniedbuję przez szkołę inne płaszczyzny.
Byle do lipca!
Ile ci jeszcze szkoły zostało?
OdpowiedzUsuńSkoro cię nie akceptował to po co w ogóle z tobą był? Po co marnował twój i swój czas? Dziwny człowiek. :/
Szkołę kończę końcowym egzaminem 4 lipca. Do tego czasu muszę rozliczyć się ze wszystkich pracy i zdać bardzo ciężki egzamin. Momentami żałuję, że do tej szkoły poszłam.
UsuńNie wiem czemu ze mną był- też się nad tym zastanawiam, bo myślałam, że w pewnym momencie mnie zaakceptował. Nie umiał odpowiedzieć na moje pytanie, gdy go o to zapytałam. Szkoda mi trochę tego roku, ale z drugiej strony jestem bogatsza o kolejne doświadczenia.
będzie dobrze! :)
OdpowiedzUsuńKochana głowa do góry! wszystko się ułoży :)
Dziękuję!
UsuńLiczę, że kiedyś wreszcie karta się odwróci.