Tak mocno z przymrużeniem oka, ale po trzydziestce zrobiłam się strasznie sentymentalna.
Oglądam film- ryczę.
Ktoś jest dla mnie miły i okazuje to w szczególny sposób- ryczę.
Źle mi z czymś- ryczę.
Matko! Myślałam, że z wiekiem będę mniej ryczała, ale widzę, że nic z tego. Wyję i produkuję litry łez.
Za mną ciężki czas- moja M. urodziła za wcześnie o 1.5 miesiąca, żyłam w stresie, martwiłam się o Nią i o Maleńką, odwiedzałam ją w szpitalu każdego dnia, ale dzidziusia zobaczyć nie mogłam na żywo. Przeżywałam wszystko i po raz kolejny uświadomiłam sobie, że Ona nie tylko jest moją przyjaciółką od dzieciństwa, Ona jest dla mnie jak rodzina.
W pracy ciężko- dni uciekają jak szalone, dzieci czasem dają w kość, ale najgorsze jest to, że trudu w pracy dokładają dorośli. Męczą mnie osoby wiecznie jęczące, marudzące, pozbawione energii, pomysłów, chęci do życia i pracy. Przez 8h jestem z dziećmi, które potrafią męczyć, płakać, krzyczeć itp., więc dorośli z otoczenia powinni starać się być pozytywnie nastawieni, a tu trafi się taka jedna czy druga i człowiekowi odechciewa się relacji koleżeńskich i woli czas spędzać z dającymi w kość 4 latkami.
Dając w kość zaraziły mnie- jeszcze nie wiadomo czy anginą czy szkarlatyną, ale muszę się szybko wykurować, bo nienawidzę być chora. Nienawidzę być uziemiona w domu i przykuta do łóżka. Nienawidzę źle się czuć.
Smęcę dziś i szlocham, ale uśmiecham się.
Jestem wściekła, wkurzona, ale szczęśliwa.
Złość minie, zmęczenie i choroba też.
To kwestia czasu.
Mam tylko nadzieję, że po trzydzistce nie spadła mi odporność. ;)
Stefan dogrzewa wtulony we mnie, więc będzie dobrze.
Poukłada się.
A ja będę tylko wyciągać kolejne chusteczki do ocierania łez czy to ze szczęścia czy ze wzruszenia lub smutku.
Czas wreszcie też rozprawić się z przeszłością, wyciągnąć wszystkie trupy z szafy i odciąć się od tego!
Czas najwyższy, bo ile można rozdrapywać stare rany?! Czasu nie cofnę, a to gówno zatruwa mi życie!