Siedzę od tygodnia sama ze sobą i bardzo dobrze mi z tym...ALE...
Cholera mnie strzela jak dopadają mnie głupie myśli.
Za dużo analizuję, bez sensu rozdrapuje, bez sensu rozkładam na czynniki pierwsze.
Oczywiście po chwili wszystko wraca do normy, sama siebie strofuję i przywołuję do porządku, ale to jest totalnie bez sensu.
Zadręczam się. Szukam dziury w całym. W takich chwilach brakuje mi wiary w siebie i w to, że jest dobrze.
Muszę się uspokoić, otrząsnąć, wrócić na właściwe tory.
środa, 24 lutego 2016
czwartek, 18 lutego 2016
Poległam.
Angina mnie pokonała.
Wczoraj poszłam na kolejną wizytę, ponieważ nadal nic się nie zmieniało w moim stanie zdrowia i dowiedziałam się, że mam tak opuchnięte migdałki, że "dziwne, że oddycham".
Dostałam skierowanie do szpitala- pojechałam od razu.
Lekarz mnie zbadał, została pobrana krew- 2h oczekiwania na wyniki.
Wyszłam na chwilę.
Wracam- lekarz prowadzi mnie do pokoju, w którym mam czekać na wyniki, "żeby inni na mnie nie kasłali i zarazków nie wysyłali". Siedzę. Czekam.
Przychodzi druga Pani doktor (tamten lekarz skończył dużyr), bada mnie, zabiera do pokoju lekarskiego i dostaję diagnozę, ale i skierowanie do drugiego szpitala.
Bach...
Poszłam do przychodni, a zaraz zaliczę 2 szpital- genialnie.
Drugi szpital- rejestracja, tłum ludzi w poczekalni- kocham naszą służę zdrowia.
Przyjeżdża Siostrunia. W międzyczasie wiszę na telefonie z Latającym, żeby zabić czas.
Po 2h wchodzę do gabinetu.
Oziębła laska w moim wieku wskazuje fotel, na którym mam usiąść. Pyta co mi dolega- mimo, że minutę temu przeczytała Kartę Pacjenta. Grzecznie tłumaczę. Pani Dr stwierdza, że rozpoznanie jest błędne, ale jak musi, to nakłuje obrzęk w gadle.
Wyciąga wielką iglę (chyba z 30cm miała), mi mięknną kolana i wszystko. Znieczulają mi gardło, ale to guzik daje. Boli.
Okazuje się, że jest ropa. Musi naciąć.
Nacina, a ja umieram z bólu. Łzy leją się litrami, ja drę się jak zarzynane zwierzę, ból osiąga zenit.
Po wszystkim. A ja się trzęsę, ból okropny, idę płukać gardło. Wracam.
Zalecenia- następnego dnia kolejny szpital, w piątek kolejny.
Tona leków.
Zwolnienie.
Dziś wizyta w koljnym szpitalu.
Panie milsze, bardziej uśmiechnięte. Ból tak samo okropny, ale w milszym towarzystwie bardziej do zniesienia.
Tupałam, aż dziwne, że nie wytupałam dziury.
Informacja- brak ropy!
Nie muszę jechać do kolejnego szpitala. Bosko.
Teraz tylko wygrzewanie, faszerowanie się lekami i zabijanie nudy.
Oby nigdy to już nie wróciło.
Nie życzę tego nikomu, bo ból był nie do zniesienia.
Wczoraj poszłam na kolejną wizytę, ponieważ nadal nic się nie zmieniało w moim stanie zdrowia i dowiedziałam się, że mam tak opuchnięte migdałki, że "dziwne, że oddycham".
Dostałam skierowanie do szpitala- pojechałam od razu.
Lekarz mnie zbadał, została pobrana krew- 2h oczekiwania na wyniki.
Wyszłam na chwilę.
Wracam- lekarz prowadzi mnie do pokoju, w którym mam czekać na wyniki, "żeby inni na mnie nie kasłali i zarazków nie wysyłali". Siedzę. Czekam.
Przychodzi druga Pani doktor (tamten lekarz skończył dużyr), bada mnie, zabiera do pokoju lekarskiego i dostaję diagnozę, ale i skierowanie do drugiego szpitala.
Bach...
Poszłam do przychodni, a zaraz zaliczę 2 szpital- genialnie.
Drugi szpital- rejestracja, tłum ludzi w poczekalni- kocham naszą służę zdrowia.
Przyjeżdża Siostrunia. W międzyczasie wiszę na telefonie z Latającym, żeby zabić czas.
Po 2h wchodzę do gabinetu.
Oziębła laska w moim wieku wskazuje fotel, na którym mam usiąść. Pyta co mi dolega- mimo, że minutę temu przeczytała Kartę Pacjenta. Grzecznie tłumaczę. Pani Dr stwierdza, że rozpoznanie jest błędne, ale jak musi, to nakłuje obrzęk w gadle.
Wyciąga wielką iglę (chyba z 30cm miała), mi mięknną kolana i wszystko. Znieczulają mi gardło, ale to guzik daje. Boli.
Okazuje się, że jest ropa. Musi naciąć.
Nacina, a ja umieram z bólu. Łzy leją się litrami, ja drę się jak zarzynane zwierzę, ból osiąga zenit.
Po wszystkim. A ja się trzęsę, ból okropny, idę płukać gardło. Wracam.
Zalecenia- następnego dnia kolejny szpital, w piątek kolejny.
Tona leków.
Zwolnienie.
Dziś wizyta w koljnym szpitalu.
Panie milsze, bardziej uśmiechnięte. Ból tak samo okropny, ale w milszym towarzystwie bardziej do zniesienia.
Tupałam, aż dziwne, że nie wytupałam dziury.
Informacja- brak ropy!
Nie muszę jechać do kolejnego szpitala. Bosko.
Teraz tylko wygrzewanie, faszerowanie się lekami i zabijanie nudy.
Oby nigdy to już nie wróciło.
Nie życzę tego nikomu, bo ból był nie do zniesienia.
piątek, 12 lutego 2016
Zwaliło mnie z nóg.
Dopadło i mnie- temperatutra 40 stopni, mega ból gardła, brak możliwości przełykania ślny- istny dramat.
Od dwóch dni na antybiotyku, a tylko gorączką zniknęła.
Czekam na odzyskanie głosu i możliwości przełykania.
Mam dość tej choroby.
Od dwóch dni na antybiotyku, a tylko gorączką zniknęła.
Czekam na odzyskanie głosu i możliwości przełykania.
Mam dość tej choroby.
Subskrybuj:
Posty (Atom)