Szybko minęły.
Były inne, niż dotychczas, choć po części niby takie same.
To był fajny czas.
W Wigilię pracowałam, a później obie kolacje przebiegły w super atmosferze. Pierwszy raz nie płakałyśmy składając sobie życzenia z Siostrunią, ale nadrobiłyśmy podczas kolacji u cioci i modlitwie za zmarłych. Ehhhhh...
Pierwszy dzień Świąt- w sumie standard u cioci, ale w domu wylądował Stefan, dużo niepewności, strachu i zarazem radości.
Drugi dzień Świąt- pierwszy raz było tak, że u dziadków byli nasi panowie, nie tylko my. Babcia z Dziadkiem szczęśliwi, a my...zadowolone, że tak wszystko fajnie wyszło. A druga połowa dnia- dla mnie nowość- zostałam zaproszona do rodziców Perfekcyjnego. Byłam w szoku, ale wszystko wyszło bardzo dobrze, choć już wiem, że co rodzina to inne obyczaje i jeżeli dotrwamy wspólnie do kolejnych Świąt- to wiem czego się spodziewać, co poprawić i czego oczekiwać. Dla mnie był to stres, ale dobrze się skończyło. Choć ciężko mi się przełamać, poczuć swobodnie i zrozumieć, że Ci ludzie są do mnie dobrze nastawieni.
Dziwnie mi i sporo ostatnio się dzieje w mojej głowie, a przede wszystkim jakoś bardzo trudno mi uwierzyć w to, że są normalni ludzie, że wszystko może mi się poukładać, że to może mieć przyszłość.
Dziwak ze mnie.
A Stefan jest kochany. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz