Już kilka razy zbieram się coś napisać. Zaczynałam, zapisywałam, kasowałam i jakoś odpuszczałam.
Nie wiem czemu tak się działo, ale nie mogłam nic konkretnego skeić.
Z Latającym jest dobrze. Planujemy, rozmawiamy, spacerujemy- ostatnio byliśmy na 23 (!!!)km spacerze, witamy się i żegnamy, bo On ciągle lata, a teraz to zaczął się hardcore- prawie w ogóle go nie będzie, aż do sierpnia.
Uświadomiłam sobie ostatnio, że nic nie dzieje się przypadkiem i bez przyczyny. Zawsze mi zarzucano, że jestem zbyt samodzielna, zbyt niezależna, że mężczyźni tego nie lubią i dlatego nie mogłam ułożyć sobie życia. A guzik prawda. Właśnie teraz spotkałam faceta, przy którym te cechy są idealne- nie jestem bluszczem, który oplata i sama nie lubię być oplatana. Nie płaczę, że nie ma go codziennie ze mną, nie wyrywam włosów z głowy gdy wyjeżdża, ale cieszę się, że spełnia się zawodowo, że robi to co lubi. Nie mówię, że nie tęsknię, bo bym skłamała. On też tęskni. Ale to wszystko jest takie normalne, zdrowe, takie jak nigdy wcześniej nie było. Jest inaczej, ale dobrze.
Ja też spełniam się zawodowo- za kilka dni jadę do Wieliczki na konferencję i szkolenia i jestem pełna nadzieji i oczekiwań na bardzo owocnie spędzony czas.
Znowu dopadła mnie choroba. Znowu zaatakowała angina- oszaleć można.
Siedzę zamknięta w domu i cholera mnie strzela.
Wiem, że powinnam jeszcze jutro przesiedzieć i najlepiej jeszcze ze dwa dni, ale nie mogę- przez wyjazd nie mam na to czasu. Tylko mam nadzieję, że to nie obróci się przeciwko mnie.
Coraz cieplej za oknem, a choroba odbiera wszystkie chęci do życia.
Ale nie dam się, bo jak nie ja to kto. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz