Dziś będzie bez tytułu, bo tyle myśli kotłuje mi się w głowie, że ciężko byłoby to jakoś nazwać, żeby miało ręce i nogi.
Zaczęłam czytać bloga o przemijaniu i uświadomiłam sobie, jakie to wszystko jest skomplikowane.
Jakiś czas temu dowiedziałam się, że moja ciocia jest chora na raka. Nigdy nie byłyśmy ze sobą blisko, bo mieszkaliśmy praktycznie na dwóch końcach Polski, moja mama starciła kontakt z bratem (ciocia jest mamy bratową) 20 lat temu- po pogrzebie mojego taty, ja widziałam ją w życiu ze 3 razy, a tu nagle nasze drogi się złączyły. Byłyśmy z siostrą u Niej w szpitalu, spędziłyśmy razem kilka godzin, nagadać się nie mogłyśmy, a następnego dnia powiedziała swojej córce , że bardzo się ucieszyła, że chciałyśmy do Niej przyjść, że chciałyśmy spędzić z Nią czas, że było tak fajnie, tak miło i załamał jej się głos. Dziwne...człowiek może nie widzieć się z kimś całe życie, a nagle usiąść przy soczku i rozmawiać jak starzy znajomi.
W sobotę byłam u przyjaciółki na winie i temat zszedł na dzieci. Dopadły nas przemyślenia i to co najbardziej nas przeraziło, to fakt, że przyjście naszych przyszłych dzieci przeraża nas, w jakiś dziwny, iracjonalny sposób wiąże się z utratą kogoś bliskiego, żeby równowaga w przyrodzie została zachowana. Żadna z nas wielce religijna nie jest, ale chyba coś w tym jest, że obie o tym pomyślałyśmy. Tym bardziej jak rozmawiałyśmy o mojej siostrze ciotecznej, która w ciąże zajść nie mogła, a po śmieci taty zaszła momentalnie. Pewnie to irracjonalne, ale nam nie dawało spokoju.
Wczoraj odwiedziłam ciężarną siostrę cioteczną, przegadałyśmy cały dzień, a wieczorem dostałam od Niej telefon, że Nasz dziadek jest w bardzo kiepskiej formie, tak z nienacka, tak niespodziewanie, tak niewiadomo dlaczego. To bardzo specyficzny człowiek, nie daje się kochać, nie daje się lubić, nie zachęca do spędzania czasu w swoim towarzystwie, ale jednak rodzina. Wiem, że na każdego przyjdzie pora, że to starszy człowiek, ale tak sobie rozmawiałyśmy, że nie wyobrażamy sobie Tego domu bez Tego człowieka. Nawet Jego humorów będzie nam brakowało i babcia, która miała okropne życie przy Nim będzie tęskniła, będzie jej brakowało. Mnóstwo sprzeczności jest w tym człowieku, w Jego relacjach z Nami (wnukami), z Jego dziećmi, z otoczeniem. Swoim zachowaniem udowadniał nam całe życie, że jest niezniszczalny, a tu nagle takie wieści.
W głębi serca liczę na to, że była to chwilowa niedyspozycja.
A jeszcze w piątek chwilę grozy przeżyłam, bo Siostrunia moja czekała na wyniki badań i diagnozę oraz informację czy świństwo da radę wyleczyć farmakologicznie w zaciszu domowym, czy będzie konieczna hospitalizacja. Na szczęście na własnym łóżku poprzestali, aleoczekiwanie było okropne dla mnie, a już nawet nie chcę myśleć co Ona czuła. I najlepsze jest, że miała robione USG i lekarz nie zauważył tego, co inny lekarz wyczuł pod palcami. I choruj tu człowieku w naszym "pięknym" kraju. Nerki prawie same wyszły jej z organizmu, ale nikt nic nie widział. Dramat.
Jest dopiero marzec, a ja już mam dość rewelacji jakie serwuje mi ktoś nade mną i zapewnia "rozrywki".
Wróciłam. I zapraszam na nowy blog http://zapiski-kobiety.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńKass
z walki o dziecko